Moje czarne Wilki czyli trójka czarnych chłopaków od których zaczęła się przygoda z hodowlą. Najstarszy Demon (02.10.2007), cztery miesiące młodszy Hades kłapouszek (06.02.2008) oraz Syriusz (16.05.2010)
Moje Czarne Wilki
Demon
ur. 02.10.2007 – 21.10.2020 [*]
Najstarszy w stadzie. Piękny, duży samiec z wzorową psychiką. Wychował młodszego od siebie o cztery miesiące Hadesa jak swojego syna. Wrażliwy i opiekuńczy w stosunku do pozostałych członków stada. W domu i przez naszą panią weterynarz określany mianem „domowego lekarza” ze względu na skłonności do wylizywania każdej rany czy zmiany chorobowej. W przypadku siebie samego nie ma z tym problemu – to normalne, jednak Demon „leczy” także inne psy. Ma to swoje plusy, gdyż nie zawsze człowiek jest w stanie dostrzec okiem to, co wyczuje psi nos 🙂
Hades
Pies o niespotykanie stabilnym i zrównoważonym charakterze. Oaza spokoju i przyjaznego usposobienia. Dla przyjaciela – plaster miodu i uśmiechnięta od ucha do ucha zębata paszcza, dla wroga – pewny siebie, szybki, zwinny przeszło czterdziesto kilogramowy bandyta. Uwielbia pieszczoty, domaga się ich wyśpiewując swoje arie. Dla szczeniąt przychodzących do naszego domu zawsze był wzorem do naśladowania. Wszystkie lgnęły do niego mimo że On wcale się z nimi nie bawił. Jest jak bodyguard, który swoją postawą odstrasza i nie pozwoli zrobić krzywdy. Taka duża, kłaczata żywa przytulanka.
Syriusz
Mój nieoceniony pomocnik. Wnosi do domu zakupy (wyrywa mi całą siatkę jeśli nie dam mu czegoś do niesienia). Przynosi kapcie i inne przedmioty codziennego użytku (np klamerki). Wypracował sobie metodę zarabiania na smakołyki – zdejmuje z mojej nogi kapcia i zanosi Panu. Dostaje za to smakola. Potem proszę by mi przyniósł kapcia z powrotem – przynosi, ale oddaje tylko za smakołyka 🙂 Wobec obcych nieufny, nie zaczepia ale też nie lubi być zaczepiany. Najlepszy czytnik ludzkich emocji. Ludzi o nieczystych zamiarach wyczuwa na kilometr i ostrzegawczo klapie zębami, dobre dusze kocha i sam pcha się do głaskania.
Przez sędziów oceniany jako mocny pies o proporcjonalnej budowie i pięknej szacie, dobra głowa, oczy i uszy prawidłowo osadzone i noszone, bardzo dobra linia górna i dolna, głęboka klatka piersiowa, długi ogon. Zgryz kompletny, nożycowy. Ładny w ruchu. Na wystawach oceny tylko bardzo dobre i doskonałe.
27.05.2022
Dwanaście lat i jedenaście dni – tyle dane nam było być razem. Pokonaliśmy razem czyraczycę, która dopadła Syriusza jak miał niecałe 3 lata. Trzy lata leczenia, wiele nadziei i rozczarowań w tym czasie ale … udało się. Około półtora roku temu u Syriusza pojawił się problem z kręgosłupem, co rzutowało na aparat ruchu oraz funkcjonowanie i kontrolę potrzeb fizjologicznych. Mimo postępujących zmian i coraz większych ograniczeń, Syriusz miał ogromną chęć życia. Wymagał opieki i pomocy, ale nadal widziałam w Jego oczach radość a w zachowaniu maj, przy nadchodzącej jesieni życia. Chciał być z nami, chciał wychodzić na ogród, kiedy na spacery już nie dawał rady, uwielbiał leżeć na skarpie, na której kopał zawzięcie ze szczęściem wymalowanym na pysku. Zawsze w centrum zdarzeń. Tak było do środy 25 maja. Tego dnia późnym wieczorem pojechałam z nim do Kliniki w Gorzowie z podejrzeniem rozszerzenia żołądka. Był apatyczny, trochę zwracał śliną. Badania wykluczyły rozszerzenie czy skręt. Nie był zgazowany, jedynie co to nieciekawy obraz pęcherza moczowego, ale to przy jego problemach z oddawaniem moczu było nagminne. No i podejrzenie stanu zapalnego śluzówki żołądka. Dostał leki, kroplówkę, drugą i kolejną na wynos do podania przez dwa kolejne dni i wróciliśmy w nocy do domu. Noc niespokojna, liczne wymioty wodą, którą pił w dużych ilościach. Kolejny dzień spokojny, po troszku wilgotna karma – zjadał chętnie. Moją nadzieję na poprawę rozwiały kolejne wymioty nad ranem 27 maja. I nie była to już ślina czy woda…
Tego dnia te iskierki w oczach zgasły, a w ich miejsce wlało się cierpienie… Syriusz nie chciał wstać z legowiska. Przy zmianie podkładów musiałam zsunąć Go na ziemię a potem z powrotem ułożyć na czystym. Nawet nie próbował się podnieść. Zrozumiałam …
Ostatnie godziny życia spędził w naszym pokoju z dala od zgiełku hodowli. Nie wstając ze swojego posłania zjadł mi z ręki śniadanie, poiłam go na życzenie wodą. Podałam w zastrzyku lek p/ bólowy, który zapewnił komfort oczekiwania na weterynarza. Spał beztrosko, opierając głowę na podwyższonym brzegu swojej kanapy. A ja siedziałam tuż obok by czuł moją obecność bo czułam że potrzebuje tej bliskości. Więc byłam. Dużo rozmawialiśmy tego dnia, omówiliśmy pewne sprawy. Syriusz był spokojny, ja też. Odszedł w atmosferze miłości, w domu, w którym spędził ostatnie dziesięć lat swojego życia.
Byliśmy sam na sam do końca, do ostatniego oddechu. Tylko ja i ON… Jedną ręką przytulałam Jego kudłaty łeb, drugą … podawałam do wenflonu lek, który powolutku wyciszał Go i wprowadzał w letarg. Syriusz usnął. Zanim to się stało obiecał mi, ze obliże ode mnie noski Hadeskowi, Demonkowi, Karmelitce i Jesuli. Obietnica została potwierdzona liźnięciem mojej dłoni…
Żegnaj Przyjacielu. A właściwie nie żegnaj a do zobaczenia. I pamiętaj, co sobie obiecaliśmy …