NAJNOWSZE WPISY NA DOLE STRONY !
17 wrzesień 2018
Chyba muszę wrócić do szkoły albo przynajmniej wziąć parę korepetycji z matematyki … Nikita była kryta 10 i 11 lipca. Tydzień po Savanie. Obliczyłam więc, że poród będzie miał miejsce 10 – 11 września (niedziela – poniedziałek) w związku z czym na piątek 7-ego umówiłam się w Poznaniu w klinice na RTG ciążowe. W czwartek – 6 września, dzień był piękny więc latałam jak opętana krzątając się po domu i ogrodzie, myłam kojce itp. Nikita była bardzo niespokojna – biegała, popiskiwała, sama nie wiedziała co ze sobą zrobić. Stado latało za mną to na ogród, to do domu robiąc przy tym oczywiście wielkie HALO więc Nikitę dla spokoju zamknęłam w porodówce, gdzie miała materac i mogła z tym wielkim brzuchem wygodnie leżeć a nie szaleć między pozostałymi. Zastanowił mnie dodatkowo fakt, że nie zjadła drugiego posiłku k/ południa. Usiadłam więc do kalendarza i policzyłam jeszcze raz. I co mi wyszło? Że czwartek 6 września jest 59 dniem ciąży! A ja się na piątek umówiłam na RTG w Poznaniu! No dobra , myślę sobie … skoro dziś 59 dzień, to pewnie jutro będzie rodzić. I z ta myślą urzędowałam dalej. Popołudnie już jakby spokojniej co uśpiło moją czujność. Przed dziewiątą wieczorem, zaglądam do pokoju a tu … mokra plama na materacu! Otworzył się czop płodowy i Nikita prze … Ja w połowie robienia kolacji, Puma i Ronny w domu (na noc zamykane były na swoim wybiegu), ubranie „porodowe”w szafie w pokoju obok, lignina w płatach , której używam do pochłaniania wód płodowych W DRODZE DO MNIE, zaciski do pępowiny również… niee no, cudownie. No cóż, pozostało mi improwizować. Zamiast ligniny użyłam podkładów jednorazowych, na których Nikita oczywiście nie chciała leżeć, klamerki do pępowiny po szóstym szczenięciu brałam już od tych, które urodziły się jako pierwsze, bo tylko sześć ich miałam. A w przypadku Nikity, która najchętniej odgryzłaby pępowinę razem z kawałkiem brzucha, bez tych klamer jest ciężko. Tym bardziej, że dwójka ze szczeniąt urodziła się nieprzytomna i dopiero reanimacja przywróciła funkcje życiowe. W takich chwilach nie ma czasu na zabawę z krwawiącą pępowiną… Liczą się sekundy. Po pierwszych trzech szczeniętach udało mi się biegiem zamknąć dzieci na ich wybiegu, iść do toalety i zmienić ubranie. Kolacja – no cóż, kolacja była dopiero o czwartej nad ranem 🙂 . Poród trwał do godziny 03.15 (sześć i pół godziny), kiedy to urodziło się ostatnie – dwunaste szczenię. Niestety – trójka (trzech chłopców) przyszła na świat martwa i mimo prób reanimacji nie udało mi się ich uratować 🙁 To bardzo trudne chwile dla hodowcy…
W miocie jest pięć suczek:
czarna TOSCA (żółta obroża)
czarna TIGRA ( błękitna obroża)
czarna TESSA ( różowa obroża)
wilczasta TOFFEE (pomarańczowa obroża)
wilczasta TEQUILA (szara obroża)
i cztery pieski:
czarny TIGER ( niebieska obroża)
wilczasty TANGO (zielona obroża)
wilczasty TYSON (czerwona obroża)
wilczasty TIMMY (fioletowa obroża)
Suczka Tequila jest na pewno sreberkiem, co do pozostałych jeszcze dobrze nie widać. Tak czy inaczej jest to dla mnie doskonała wiadomość – Buster, mimo że sam jest maści ciemno wilczastej, niesie po ojcu gen srebrnego 🙂
21 wrzesień 2018
I tak oto upłynęły dwa tygodnie od chwili narodzin miotu T. Szczenięta rozwijają się prawidłowo. Jedzą , śpią … jedzą śpią … jedzą śpią … i tak przez całą dobę 🙂 Mam wrażenie że Nikita nie ma takiej ilości (albo jakości) pokarmu co Savana, a widać to chociażby po tempie wzrostu i przyrostu masy maluszków. Poza tym obserwuję że po karmieniu szczenięta nie odpadają jak napite kleszcze tylko szukają i chciałyby jeszcze. Dziwne to bo obie suki żywione są tak samo, tą samą karmą w identycznej ilości. Ale najważniejsze że przybierają.Waga szczeniąt w drugim tygodniu w tabelce poniżej.
Dziś odbyła się też indywidualna sesja zdjęciowa dla każdego z maleństw. Całą galerię można obejrzeć TUTAJ.
30 wrzesień 2018
Z radością informuję, że skończyliśmy trzy tygodnie. Skończył się czas leżenia i nic nie robienia, zaczynamy się bawić, umiemy już powoli pić mleczko z miseczki, wypadać z porodówki na twarz, drapać mamę ostrymi pazurkami i wyłażącymi zębami. Co niektórym świetnie wychodzą arie po posiłkowe 😉 Generalnie rozwijamy się prawidłowo, i powolutku, bez pośpiechu rośniemy 🙂 Waga w trzecim tygodniu wygląda jak na załączonym obrazku.
Dopiero teraz, kiedy urosła sierściucha, wyklarowało się umaszczenie – oprócz suczki są jeszcze chłopcy w kolorze srebrnym, co jest dla mnie miłym zaskoczeniem 🙂 Maluszki są już po pierwszym odrobaczeniu. Ojjj, jak one tego nie lubią! No cóż, nie pytam czy im to smakuje tylko paluchem wtykam do pyska i już 🙂 Mus to mus 🙂 W czwartek 4 października kończą cztery tygodnie, więc już w środę 3.10 po raz pierwszy będą miały podaną surowicę. Póki co na dwór wychodzą tylko na czas zdjęć i tylko na przygotowane uprzednio stanowisko z kocykiem, tak by nie miały kontaktu z ziemią, trawą i niestety również z psami, czego bardzo żałuję. Galeria miotu została już uzupełniona o trzeci tydzień – sceneria jesienna dała bardzo fajny efekt. Zapraszam do obejrzenia aktualnych zdjęć.
07 październik 2018
Nikitowo-Busterkowe dzieci skończyły czwarty tydzień. Surowica oczywiście już podana tak samo jak u miotu S – pierwsza dawka w przeddzień ukończenia 4 tygodni tj w środę 03.10, druga w czwartek 04.10. Ze względu na niższą wagę, T-ciątka dostały po 0,8 ml jednorazowo. Nikita ma zdecydowanie gorszej jakości pokarm. Ale już od kliku dni zmienił się system karmienia – teraz dzielę pół na pół (no prawie – kolorystycznie czyli 4 czarne i pięć wilczastych) i jedna część idzie do mamy do cyca, druga dostaje w miseczce ciepłego mleka przygotowanego przez mnie z masełka, tłustego mleka, miodu i żółtka. Tak że cała ferajna jest najedzona do syta. Już próbowały też gęstej kaszki Fitmin a za momencik wejdę ze zmiksowaną karmą. W porównaniu z miotem S, T-ciątka bardzo niechętnie podchodzą do czegoś innego niż mleczko, dlatego tak długo trwa ich przestawianie na stały pokarm. Tu też już zaczynają się pierwsze walki, tarmoszenie pluszaków, noszenie obgryzanie zabawek. Maluszki są bardzo kontaktowe, bardzo lgną do człowieka i już zaczynają łapać mnie z nogi kiedy wchodzę do nich do kojca. 🙂 Są już oczywiście raz odrobaczone (w trzecim tygodniu), powtórka w następny czwartek 11 października. Waga powolutku idzie w górę. Pewnie będą się rozwijać jak tatuś – długo był „brzydkim kaczątkiem”, a teraz proszę – chłop jak dąb!
Galeria zdjęć została uzupełniona o kolejną porcję 4-tygodniowych już szczeniąt. Zapraszam do oglądania. GALERIA MIOTU T – 4 TYGODNIE
04 listopada 2018
Minęły równo 4 tygodnie od ostatniego wpisu. Długie cztery tygodnie choć tak na prawdę nie wiem kiedy to przeleciało. A to dlatego że dużo się działo w tym okresie, i nie mogę powiedzieć że dużo dobrego 🙁 W połowie piątego tygodnia tj od 10.10 zaczął się koszmar. U szczeniąt, zaobserwowałam spadek apetytu i aktywności, zaczęły się pojawiać wymioty i biegunka. Jeszcze tego dnia pojechałam do miejscowego weterynarza z kałem pobranym od szczenięcia, celem wykonania testu CPV. Wiadomość o pozytywnym wyniku zwaliła mnie z nóg… Jak to? Jak to możliwe? Tyle starań, tyle uwagi, dezynfekcji, maty antywirusowe, ozonowanie, surowica … wszystko to na nic? Niestety … Podzieliłam się tą hiobową wieścią z przyjaciółką mieszkającą pod niemiecką granicą, u której leżała i czekała na odbiór surowica CanGlob. Jeszcze tego samego dnia pojawiły się u mnie obie – Jola wraz z surowicą. Przyjechała mi pomóc przy nawadnianiu szczeniąt, samemu trudno było podawać takim maluszkom kroplówki podskórnie (takie dostałam zalecenia od weta). Natychmiast włączyłam wszystkim szczeniętom nawadnianie, odpowiedni zestaw leków, każdy z nich dostał preparat odpornościowy i kolejną dawkę surowicy. Przebiegu zdarzeń z kolejnych dwóch dni nie jestem w stanie opisać, ponieważ we dwie ledwo nadążałyśmy z podawaniem leków i kroplówek, sprzątaniem po wymiotujących i wypróżniających się płynną cuchnącą wydzieliną szczeniętach. Nie było czasu na jedzenie, na sen również go nie wystarczało… Mimo tych starań, stan zdrowia dwójki szczeniąt był bardzo ciężki, widoczny był znaczny stopień odwodnienia, coraz większą trudność sprawiało mi podawanie im podskórnie leków. Timmy (fioletowy) i Tango (zielony) – ich cierpienia i smutnych, zapłakanych oczu wpatrzonych we mnie z pytaniem DLACZEGO ??? nie zapomnę do końca życia. Dostawały wszystko co mogły dostać by złagodzić ten ból w brzuszku i jelitach, mimo to nieustannie przy każdym oddechu wydawały z siebie taki cichy pomruk. Stękały z bólu 🙁 Moja bezsilność wobec postępującej choroby była druzgocząca. W piątek wieczorem zaczęłam szukać na gwałt kliniki w Poznaniu lub Gorzowie, która posiada szpital całodobowy. Znalazłam taką w Gorzowie i już w sobotę byłam umówiona na hospitalizację trójki szczeniąt. W piątek też wszystkim maluchom z miotu T założono wenflony żeby kontynuacja nawadniania było już dożylnie a nie podskórnie. Całą noc z piątku na sobotę siedziałam w pokoju przy szczeniętach podając kroplówki tym najbardziej wyniszczonym i płakałam… Leżały otulone kocykami na moich kolanach i momentami udawało się że zasypiały. W sobotę do kliniki trafiły Timmy i Tango w bardzo kiepskim stanie oraz Tequila. Cała trójka trafiła do inkubatora z tlenem, ponieważ miały już bardzo niską temperaturę ciała. Wszystkim oczywiście podłączono na stałe kroplówki, które nawadniały 24 h/dobę. Rano w niedzielę otrzymałam wiadomość że Timmy nie przeżył nocy … 🙁 Tego dnia do kliniki trafiła pozostała szóstka (w domu pozostała tylko Tosca, która była z nich wszystkich w najlepszym stanie, gdyż jako pierwsza tydzień temu „przechorowała” jeden dzień przesypiając bez jedzenia, picia i potrzeb fizjologicznych praktycznie 10 godzin). Kolejna noc zabrała mi Tango (zielonego chłopczyka). Nadal w ciężkim stanie były Tequila i Tiger. We wtorek stan pięciorga był na tyle stabilny, że zostały wypisane do domu. Zaczęły już samodzielnie przyjmować posiłki, ustąpiły wymioty i biegunki. W klinice z miotu T pozostał tylko Tiger, którego mogłam odebrać dopiero tydzień później. Opieka nad szczeniętami po przebytej parwowirozie wymagała podawania odpowiedniej bardzo delikatnej diety, preparatów odżywczych i wzmacniających, leków, probiotyków a u niektórych też kroplówek. Tequila przez dwa tygodnie pobytu w domu odmawiała przyjmowania posiłków. Karmiłam ją na siłę podając strzykawką płynną dietę RC Convalescence po troszeczku do pyska, bo każdą większą ilość (większą niż 40 ml) zwracała 🙁 Tak że mało a często. To moje dokarmianie trzymało ją przy życiu, niestety nie przybierała mi na wadze a bywały dni że nawet i traciła. Jak widziała mnie z żarciem – uciekała… Ale ja się nie poddawałam. Po dwóch tygodniach nastąpił przełom i Tequilka zaczęła jeść. Tiger po powrocie do domu musiał nadal przyjmować kroplówki. Dwa razy dziennie po 30 ml płynu Ringera płynęło do żyły. Zrobiłam mu w moim pokoju taki malutki kącik, gdzie miał ciepły dry bed do spania, obok podkład na który się załatwiał, miseczkę z wodą oraz duużo maskotek, do których mógł się przytulać. Był bardzo słaby, większość czasu spał. Na drugi dzień po opuszczeniu kliniki zauważyłam, że gorzej chodzi, jakby kuśtyka na tylną nóżkę. Dwa dni później już na nią w ogóle nie stawał, trzymał ją podkurczoną pod brzuszkiem i poruszał się niezdarnie na trzech. Zrobiłam RTG bioder – nic nie wyszło. Czwartego dnia rano odkryłam przyczynę – Tiger miał potwornie spuchnięte prawe kolanko i nieco mniej prawy łokieć. Tego dnia włączyliśmy dożylnie antybiotyk na 8 dni plus lek przeciwzapalny. Punkcja z kolana nie wykazała obecności bakterii. Było to immunologiczne zapalenia stawu, będące powikłaniem po chorobie wirusowej. Bolesność stawów wyłączyła go praktycznie na tydzień z funkcjonowania. Mało się ruszał, na siłę wyciągałam go z jego kojczyka na środek pokoju żeby się trochę z nim pobawić i pogimnastykować chorą nóżkę. Stamtąd musiał sam dojść do swojego legowiska. To też było dla niego ćwiczenie. Mimo to mięśnie całego tyłu, który tak długo oszczędzał, były bardzo słabe. Zanim nauczył się wchodzić i schodzić po schodach minęły kolejne dwa tygodnie. Wcześniej był to dla niego zbyt duży wysiłek.
Ponieważ długo nie mogłam ustabilizować wypróżniania, ciągle te kupy były konsystencji krowich placków, zmieniłam szczeniętom dietę. Po tygodniowym żywieniu gotowanym kurczaczkiem lub wołowiną, gotowanym filetem z mintaja lub morszczuka, kleikiem ryżowym z płatkami górskimi, puree marchewkowym z czosnkiem i puree ziemniaczanym udało się złapać normalną konsystencję kału i powoli zaczęłam dodawać do tej diety namoczoną karmę weterynaryjną dla psów z problemami wchłaniania. Udało się! Po przestawieniu ich całkowicie na karmę, nic już się nie wydarzyło, kupy pozostały uformowane 🙂
15 listopada 2018
Trzy i pół tygodnia po zakończeniu leczenia, po badaniach klinicznych, dostałam pozwolenie na zaszczepienie maluszków (oprócz Tigerka – on był szczepiony tydzień później ze względu na kurację antybiotykową) i zgodę na wydanie zarezerwowanych szczeniąt do nowych właścicieli z zaleceniami podawania im jeszcze żelaza, witamin i immunodolu. Tym które nadal u mnie zostały, włączyłam do diety dodatkowo preparat odżywczy wspomagający odbudowę mięśni oraz Vermiculite. Pogoda pozwalała na wypuszczenie ich na wybieg zewnętrzny, z czego maluchy były baardzo zadowolone 🙂 W ciągu dnia były na dworze, na noc wracały do domu. Żadne ze szczeniąt po tych kuracjach antybiotykowych nie dostało nużycy, u obu chłopców jąderka w 9 tygodniu były w mosznie. Przegląd miotu odbył się jak zwykle u dr Kasi w Poznaniu. Poza niedowagą wynikającą z przebytej choroby dr Kasia zastrzeżeń nie miała 🙂 Mając 10 tygodni dzieci w najlepsze już rozrabiają po całym podwórku, apetyt dopisuje co skutkuje cotygodniowym przyrostem wagi na poziomie 1 kilograma 🙂
Tabelka wagi szczeniąt 10-cio tygodniowych :
I Tosca (w nowym domku) ~6800 🙂
22 listopada 2018
Kolejny tydzień (to już 11-sty) upłynął dzieciom na zabawie i rozrabianiu. Pogoda nam dopisuje więc po śniadaniu wędrują na zewnętrzny wybieg, gdzie urzędują do 16.00, czasem 17.00 , kiedy to wracają na trzeci już posiłek do domku. Popołudnia i noce (niestety szybko ciemno już a jak słoneczko zajdzie, szybko spada temperatura) spędzają w domu. Apetyt dopisuje co widać po kolejnym ważeniu – Tequila to nadrabia teraz te dwa tygodnie bojkotu 🙂 bo przez tydzień przybrała 1.600 !!! Tessa wcale nie gorsza (tyle samo), Tiger prawie 1.300 a Tyson 1.670 no ale to chłop w końcu i on ewidentnie z nich wszystkich największy. Z edukacji umieją już jeść każdy ze swojej miski choć niestety zdarzy się czasem wyskoczyć do miski zanim postawię ją na ziemi i …. wsadzić łapy do żarcia 😀 . Ale za to po zjedzeniu nie wtykają nosa do brata / siostry mimo że konsumuje swoją porcję 30 cm obok 🙂 Bardzo sprawnie łapią tez uciekające po podłodze kulki suchej karmy no i wyśmienicie kopią dziury na wybiegu wrrr…
W nowych domkach dziewczynki ważą – Tosca 7.800 , Tigra 7.700. Tofcia nie ważona 🙂
Ogród już opanowały, buszują w liściach, ciągają gałęzie, noszą szyszki – muszę uważać żeby nie połknęły. Molestują Hadesa, wysłuchują ostrzegawczego warczenia Syriusza, uczą się od starszych relacji stadnych. Generalnie życie upływa na beztroskim oczekiwaniu na nowe domki 🙂
30 listopada 2018
Wczoraj stuknęło 12 tygodni 🙂 Fajnie się to słyszy, już 12 tygodni! Tak, to już duże dzieci, bardzo szybko się rozwijają, myślą i kombinują, domagają się swego (mowa oczywiście o jedzeniu). Dziś przypadał termin drugiego szczepienia na choroby zakaźne, więc z rana Tequila, Tyson i Tessa odwiedziły pana weterynarza w Międzychodzie, gdzie po zbadaniu zostały zaszczepione szczepionką Vanguard Plus 5. Tiger ma to szczepienie za tydzień. Tessa była tak zadowolona z obsługi, że wlazła doktorowi na kolana i wylizała całą twarz 🙂 Mała przylepka. Tyson z Tequilą natomiast buszowały po całym gabinecie, rozpracowały worek ze smakołykami, sprawdziły przydatność produktów stojących na półkach 🙂 i już zabierały się za zasilanie do laptopa … Trzeba było towarzystwo szybko zwijać do domu, tym bardziej że głodne, bo samochodem jeździmy na czczo (co z resztą Tessie nie przeszkadzało puścić niejednego pawia po drodze). Dzień był piękny, słoneczny więc nadal maluchy mogły urzędować na swoim zewnętrznym wybiegu , podobne jak przez cały poprzedni tydzień. Jeden dzień był tylko taki chłodniejszy i mocno wiało, że wypuściłam je dopiero po dwunastej. Im te temperatury około zera zupełnie nie przeszkadzają, nawet rzekłabym że wolą takie nić upały po 30 stopni. Najbardziej uważam na Tigerka ze względu na fakt że bardzo mocno przerzedziła mu się sierść po leczeniu i dopiero zaczyna odrastać. Tak że sprawdzam czy mu nie zimno kiedy nie szaleją tylko śpią na drewnianych podestach poskładane w jedną włochatą bryłę 🙂 Oczywiście mają ciepłą budę na tym wybiegu i osłonięty od wiatru taras ale co tam … Po co to komu?
O ile Tessa, Tyson i Tequila już nadrobiły straty spowodowane chorobą, o tyle Tiger dopiero do nich „dobija”. Regeneruje się bardzo szybko. Przybiera na wadze na równi z Tessą, nabrał masy mięśniowej w udach, które jeszcze jakiś czas temu były cienkie jak patyczki. Siły i sprawności też przybywa bo już na równi z rodzeństwem staje na dwóch łapach przy barierce kiedy na przykład wyjmuję je z kojca do jedzenia. Bez najmniejszego problemu wiesza się pazurkami na moich spodniach oraz usiłuje się wdrapywać po kuchennych szafkach 🙂 Biega równie szybko i sprawnie co reszta. Tylko ten kłak … Ale to najmniejszy problem. Włos się odbuduje 🙂 Już się odbudowuje. Po prostu Tiger miał przyspieszoną opcję wymiany szczenięcego puszku 🙂
Waga szczeniąt w dwunastym tygodniu:
Tequila 8.530, Tessa 8.600, Tiger 8.230 , Tyson 9.110. Tosca w (nowym domu) – 9.200, Tigra (w nowym domu) – 9.100 🙂