Owczarek staroniemiecki
Miot I (2)
28 kwietnia 2021
W dniu dzisiejszym badanie USG potwierdziło ciążę mnogą u Wheyli. Historia uzyskania tego miotu jest dość skomplikowana i wcale nie zaczyna się w kwietniu, kiedy to w otoczce świąt Wielkanocnych zamiast siedzieć przy stole i wciągać serniczki i jajka z majonezem, przemierzałam polskie drogi, pędząc na spotkanie z księciem na białym koniu … Nie, to nie ta bajka … Pędząc na spotkanie z czarnym księciem przystojnym i szarmanckim (do czasu aż nie zamoczył podwozia w stawie) 🙂 Śmiałyśmy się wtedy z Agnieszką – właścicielką Jazz`a, że owocem tego spotkania będą zajączki albo kurczaczki 🙂 A na pewno będą święte (w święto powołane do życia). Było to drugie podejście do tego skojarzenia. Pierwsza próba miała miejsce przy poprzedniej cieczce w ubiegłym roku, kiedy ze względu na brak badań w kierunku chorób przekazywanych drogą płciową, nie zdecydowałyśmy się na krycie naturalne, a na inseminację domaciczną, którą wykonywał dr Nowak w poznańskiej klinice. Problem polegał na tym, że progesteron u Wheyli skakał jak wiosenny zając a Agnieszka miała egzaminy, na których musiała być. Nic nie pasowało. Spotkania na wariackich papierach, w niedzielę, ściągaliśmy doktora specjalnie do kliniki (normalnie jest zamknięta). Ech … cuda. I co? I nic. Wheyla nie zaciążyła. Ale ja jestem uparta. Druga próba jak wyżej pisałam już krycie naturalne ze wszystkimi badaniami także bezpieczne i dla psa i dla suczki i JEST!
Teraz czekamy na rozwiązanie, które powinno nastąpić ok 01-02 czerwca. Znowu święto – Międzynarodowy Dzień Dziecka. Te kluchy ale będą miały szczęście… 🙂
W miocie spodziewam się szczeniąt w umaszczeniu czarno brązowym (jak mama) i czarnych (jak tata).
Trzymamy kciuki za bezproblemowe rozwiązanie!
06 czerwca 2021
Zgodnie z oczekiwaniami szczenięta z miotu I(2) pojawiły się na świecie 01 czerwca w Międzynarodowy Dzień Dziecka. Poród siłami natury rozpoczął się o 14.30, zakończył o 3 nad ranem (już świtało). Powiedziałabym że przebiegł książkowo, gdyby nie małe potknięcie na wstępie – pierwsze szczenię (suczka o wadze 440 gram), które torowało drogę dla pozostałych, rodziło się bez pęcherza, co spowodowało, że wyparcie go było bardzo trudne i długie. Od chwili odejścia wód płodowych, do chwili narodzin, minęły ciut ponad 4 godziny! Wheyla była baaardzo dzielna, bardzo sobie pomagała przyjmując odpowiednią pozycję do rodzenia. Nie było żadnej paniki. Pełne zaufanie i współpraca ze mną dają obopólną korzyść. To przeciskanie się przez kanał rodny bez poślizgu spowodowało u Ivy (tak dostała na imię pierworodna) otarcie na czole, które wygląda jak znamię. Oglądał to oczywiście weterynarz i nic poza skórą tam nie ma. Będę obserwować czy to miejsce zarośnie sierścią czy nie, a jeśli tak to w jakim kolorze. Póki co maleńka ma znak szczególny 🙂
W miocie jest siedem szczeniąt. I co zaskakujące – same baby! Była jeszcze jedna panieneczka – malusia taka (urodziła się ostatnia) ale niestety nie miała szczęścia zaczerpnąć powietrza do maleńkich płuc 🙁 Dziewczyny rodziły się bardzo dorodne , bardzo duże i silne. Waga urodzeniowa poza tą, która torowało przejście – 510-580 gram. Pokarm u Wheyli jest jakości kawioru chyba, bo w czwartej dobie waga szczeniąt oscyluje już w widełkach 720 – 820 gram !!! Faktem jest, że mamcia nie jest na suchej karmie tylko na surowym mięsku (belgijska wołowina) , więc chyba nie ma się co dziwić 🙂
Dziewczynki otrzymały imiona:
IVY – suczka czarna (różowa obroża) FOTOGALERIA
IRIS – suczka bikolor (żółta obroża) FOTOGALERIA
IMANA – suczka czarna (niebieska obroża) FOTOGALERIA
INDIA – suczka czarna (pomarańczowa obroża) FOTOGALERIA
INESS – suczka bikolor (czerwona obroża) FOTOGALERIA
ISKRA – suczka bikolor (szara obroża) FOTOGALERIA
ITALIA – suczka czarna (jasno fioletowa obroża) FOTOGALERIA
18.06 2021
Dwa tygodnie za nami. czas spędzony na jedzeniu i spaniu. Aaaa i jeszcze na przyrastaniu … wagi 🙂 Dawno nie miałam takich szczeniąt, żeby w tym wieku miały taką wagę. Rosną mi niedźwiedzie (a może hipopotamy?). Tak czy inaczej są ogromne. Mają już sierściuchę, robią się coraz bardziej puchate. Bikolorki nadal poza jasnym pod ogonkiem , nie mają nic brązu. Zapowiadają się na bardzo ciemne. Wheyla jako matka nowoczesna pokarmu ma dużo i to dobrego mimo prawie braku cycków 🙂 Przychodzi na karmienie, zrobi co trzeba, pobędzie trochę z dziećmi aż zasną i choduuuu na dwór 🙂 I tak co 3 godziny ten sam rytuał. Tłok przy mleczarni nieziemski, już się nie mieszczą wszystkie na raz. Czekam z utęsknieniem aż skończą 3 tygodnie, żebym mogla wprowadzić im mleko z miseczki. Trójka dostanie wtedy michę a czwórka pójdzie do cyca. Zaraz będzie luźniej 🙂
Już za chwilkę pierwsze odrobaczenie. Czas już też na pierwsze zabawki, gdyż widzę że dzieciaki zaczynają podgryzać kocyk. A dyżurny kocyk (nawet dwa) mimo upałów, cały czas leży w kojcu, gdyż widzę, że tak jak i wcześniej tak i teraz szczenięta lubią wtulić się w miękkiego przyjaciela. Jak były mniejsze, czasem nawet udawało się w nim zakopać, albo wejść do wnętrza zwiniętego rulonu :). Dziś nareszcie (przy czwartym podejściu udało mi się nie zasnąć przy monitorze) założyłam każdej pannie osobną galerię. Będą one aktualizowane o nowe zdjęcia każdego tygodnia.
Lubię lato (wyprane pościele szczeniąt schną w 30 minut). Dla psów upały powyżej 30 stopni są nieznośne. Szczenięta nie mają zdolności termoregulacji, nie potrafią się same grzać ani też chłodzić. Klimatyzacja, która w ubiegłym roku założyłam w domu właśnie pod kątem psów, jest cudownym rozwiązaniem, jednak trzeba bardzo uważać, gdyż zimne powietrze opada na dół i maluszki leżące na poziomie „zero”, trzeba chronić przed bezpośrednim działaniem zimnego powietrza. Dlatego ich kojce od dołu zostały obłożone ręcznikami. A kiedy widzę że zaczynają dyszeć, napuszczam do dużej miski letniej wody i idziemy się kąpać 🙂 Ulga dla dzieci jest natychmiastowa. Nie wycieram ich wtedy do sucha, tylko odsączam z wody i zostawiam. Odparowująca woda przynosi ochłodę.
29.06.2021
Dziś dziewczynki kończą 4 tygodnie. Nie zrobiłam wpisu tydzień wcześniej (ale zdjęcia tak! ), gdyż… ponieważ …. doba nie jest z gumy, a późnym wieczorem, kiedy wszyscy idą spać a ja usiłuję zasiąść do komputera…. moje szare komórki odmawiają współpracy. Mówią chciałabym ale się boję 😉 W moim przypadku jest chciałabym ale nie mam siły 😛
Jesteśmy po pierwszym odrobaczeniu 0 podobnie jak w poprzednich miotach i w tym robaki były. Powtórka w piątym tygodniu – drugie podanie załatwia nam sprawę larw. Tak więc zanim pójdą do domków będą odrobaczone jeszcze trzeci raz, żeby mieć pewność że są czyste 🙂
Panienki rozwijają się powoli – mam wrażenie nawet że później niż inne mioty zaczęły się bawić. Nie wiem czy są znudzone swoim towarzystwem, czy ta pogoda (gorąc) tak wpływa, ale w zasadzie zabawki, które mają w kojcu od prawie tygodnia, dopiero teraz są zauważane. Dużo czasu poświęcam na dotyk i zabawę, gdyż od początku są bardzo ostrożne, czasem gdy znienacka chcę pogłaskać wręcz wycofują się, uchylają głowę. Dużo rozmawiamy, miziamy się, wywalamy na plecki, wchodzimy na moje kolana, biorę je na ręce i rozpieszczam. A są takie słodkie, że można to robić bez końca. Jak już zakodują że ja to ja, że fajny jest kontakt ze mną, same garną się do zabawy. W dupę też potrafią ugryźć! Zaczynają się nieśmiałe pogaduchy pomiędzy nimi samymi, pierwsze warczenia i próby sił.
Przybierają rewelacyjnie. Dziś wieczorem podczas szczepienia będą ważone. Sama jestem ciekawa. Tak czy siak w siedem sztuk przy cyckach mamy Wheyli już się nie mieszczą. Pięknie jedzą już z miseczek, surową wołowinkę z ręki wciągają nosem 😀 Powoli wchodzimy też z karmą – póki co to dwa posiłki na dobę (reszta to mleczko). Wheyla już coraz mniej chętnie zagląda do ich pokoju, choć lubi do nich „zagadać” budząc mi je ze spokojnego snu.
Jak to kobiety, są bardzo wygadane. Jak są głodne- wrzeszczą, Jak są najedzone – wrzeszczą. Mamy nie ma – krzyk. Mama jest – lament. Trudno mi czasem ogarnąć o co w tym wszystkich chodzi. Ale wynalazłam sposób żeby nie było ich słychać . Albo zanoszę im posiłek i zostawiam je same aż zjedzą, poszaleją, pobawią się i zasną , albo czekam aż zjedzą, na bieżąco sprzątam kupy a potem siadam z nimi na podłodze i dopóki się nie znudzą moim towarzystwem, bawię się z nimi.
Na 13 lipca mamy już umówiony termin wizyty w Poznaniu u Pani dr Kasi Kiszki, gdzie przejdą przegląd miotu, będą zaszczepione po raz drugi i zachipowane.
10.07.2021
I kolejne półtora tygodnia za nami 🙂 W sumie to już za momencik dwa- we wtorek 🙂 To zawsze ważna data bo związana z wyprawą do Poznania. Tym razem pojedziemy na dwa kennele mimo że jest ich tylko siódemka, ale wagowo robią za 10 !
Dużo mojej pracy z tymi szkrabami zaowocowało diametralną zmianą. Nie ma już tych nieśmiałych kruszynek, delikatnych i wrażliwych na każdy dźwięk i gwałtowny ruch. Zniknęły! Ktoś mi je podmienił 🙂 Teraz mam siedem szalonych wielkoludów, gryzących, szczekających, walczących ze sobą, biegających po pokoju, skaczących na kratkę (cały czas powtarzam, że kiedyś wybiją sobie zęby). A szybkie są! Postawienie karmidła w miejscu gdzie ich przez sekundę nie ma graniczy z cudem 🙂 Michę opróżniają w oka mgnieniu (karma już oczywiście tylko namoczona, nie miksowana ani nie gnieciona). Wołowinkę uwielbiają nadal 🙂 Białym serkiem nie pogardzą, Żółtko tez jest spoko 🙂 Generalnie zeżarły by konia z kopytami 😉
Ivy – przytulas do kwadratu. Ładuje się na ręce i domaga wyczochrania. Bardzo przypomina mi Quentina. Iris – mały gryzoń. Bawić się to tylko zębami. Podgryzać, szczypać, iskać, cokolwiek. Iskra – stróż i obrońca. Pierwsza szczeka kiedy coś się dzieje i to na poważnie! I pyskuje! Italia – wiecznie głodna. Posiłki wciąga nosem 🙂 U Iness powoli podnosi się lewe uszko – kwestia trzech – czterech i będzie pierwszy sterczyk 🙂 Imana – chyba najdelikatniejsza z nich, przez co szybka i zwinna. Skoki przez krawędź legowiska to tak dla rozrywki. No i India – wielka głowa (dosłownie) i w ogóle kawal baby.
Dziewczęta mają rzadki dar artyzmu – wystarczy że nie przypilnuję na bieżąco i nie sprzątnę kup, które robią przy barierce (!), natychmiast mam w pokoju niespotykanie umazane gównami CAŁE prześcieradła! Nie wiem jak to robią ale doprowadza mnie to do szewskiej pasji. Ale znalazłam na to sposób 🙂 Na zestaw chłonnych podkładów kładę dodatkowo cienkie bawełniane prześcieradło, które w sekundę składam wprawnych ruchem na cztery albo i więcej części tak by nie łaziły po tym i wywalam poza kojec. A pod spodem czysto! I tak kilka razy dziennie. No wyjątkowe flejtuchy są…
Zaliczyły kolejny spacer po ogrodzie, co zapewne już wszyscy odnotowali w galeriach poszczególnych kobitek. Zero stresu. Kontakt ze stadem prawidłowy. Od środy, kiedy będą już po szczepieniu, wystawiam je na dwór, jak tylko pogoda nam pozwoli. A mam taką cichą nadzieję 🙂
19.07.2021
Za moment siedem tygodni. Czas pędzi jak szalony. Dziewczyny (pannice już) poszczepione, zachipowane, zważone (w szóstym tygodniu przedział wagowy 4.300 – 4550). Droga do Poznania w akompaniamencie Iness – półtorej godziny śpiewała mi w kennelu. Obiecałam jej że jeśli w drodze powrotnej będzie to samo, wystawię ją na dach, przypnę pasami i będzie robić za koguta 🙂 Przynajmniej szybciej dojedziemy na sygnale do domu. Na szczęście droga powrotna była już tylko naznaczona kilkoma głoskami, żebym nie zapomniała że ją wiozę 🙂
Tego samego dnia jeszcze panienki zostały wykwaterowane na zewnątrz. Bardzo szybko zaaklimatyzowały się w nowych warunkach. Nie było biegunek następnego dnia (tego się zawsze obawiam, albowiem większość szczeniąt przy pierwszym kontakcie z kojcem , namiętnie kopie dziury w piasku i zjada ziemię). Piasek w kupach był, ale bez rozstroju.
Upały panujące na zewnątrz dały nam we znaki przez ostatni tydzień. Dla ochłody dzieci miały zlewany co kilka godzin kojec z węża, albo zostawiałam im zraszacz na minimalnym nawodnieniu, co powodowało , że w kojcu zbierała się woda i robiła się ogromna kałużą i błotko! Taak! BŁOTKO! To jest to, co tygryski lubią najbardziej! Fotorelacja z tych radości w galerii wspólnej miotu (czyli TUTAJ ).
Wheyla na dworze dzieci dogląda – widzę prze kuchenne okno jak leży pod kojcem i niby ją nie interesują , a jednak pilnuje. Chodzi tam do nich, przykleja się do płotu. Tak żeby z dziećmi posiedzieć dłużej to już nieee. Zdarza się jeszcze że wejdzie „nakarmić” (bo Kasia za mało karmi), ale to już tylko chyba nawyk, bo pokarmu już brak. Ale jak puszczam je na ogród luzem, to ona ma nagle tyle ważnych spraw na głowie, że absolutnie dzieci jej nie interesują. Wręcz mam wrażenie że ucieka od nich, jakby chciała powiedzieć „weź, nie rób siary” 🙂
Gryzonie małe urzędują na dworze od szóstej rano do 22-giej. Znoszę je do domu już po kolacji, którą dostają jeszcze w kojcu, żeby zdążyły wieczorną kupę zrobić jeszcze na dworze. Karmienie w ogóle wygląda teraz fajnie, bo w karmidle jest sześć miseczek. A ich jest siedem. Tak więc przy każdym posiłku, jedna miska dodatkowo, przeznaczona jest zawsze dla Ivy. Ona doskonale o tym wie, i za każdym razem gdy przychodzę na wybieg, stawiam tą dodatkowa michę w korytarzu, wyławiam ją z tłumu (co nie jest trudne, albowiem wisi na furtce od momentu gdy tylko się pojawiam). Reszta dostaje w drugiej części na drewnianym tarasie, żeby to co wypadnie w trakcie pałaszowania można było łatwo posprzątać. Opróżnianie misek trwa ….. 30 sekund 🙂
01.08.2021
W zasadzie mogłabym powiedzieć że kolejny rozdział mojego życia został zamknięty wraz z wyjściem z domu kolejnego miotu. Jednak nie do końca. Piątka dziewczynek wyjechała do nowych domów w weekend 24-26 lipca. Do dziś dnia były ze mną jeszcze dwie panny – India i Imana. Od dziś mam tylko Imankę – Indusia pojechała ze swoimi nowymi rodzicami do swojego domku. Świeżutka, pachnąca, puchata i mięciutka. Jednym słowem wykąpana 🙂 Imanę też musiałam dziś rano wykąpać … a wcześniej zalać wodą z domestosem pokój w którym spały… Nie wiem co za rodeo się tam w nocy odbywało (spałam), ale koopy… to miały wszędzie …