Miot Z

29 sierpnia 2019

Miot Z którego rodzicami są Jacy von El Dorado & Jazz Czarne Wilki przyszedł na świat dnia 20 sierpnia 2019 roku o godzinie 18.00 drogą cięcia cesarskiego. Nie była to interwencja nagła ale dokładnie przemyślana i zaplanowana. Analizując poprzednie porody Jacy doszłam do wniosku, że koniec 59 dnia ciąży będzie dobrym terminem rozwiązania ciąży. Biorąc pod uwagę poród w roku ubiegłym, kiedy w przeciągu 12 godzin urodziło się siedem szczeniąt w tym jedno martwe, mając na uwadze wiek Jacy (prawie 7,5 roku) oraz fakt iż jest to jej ostatni miot i czas na sterylizację, taka właśnie podjęłam decyzję. Zanim  ją podjęłam oczywiście, pytałam różnych weterynarzy co sądzą na ten temat, jakie są za i przeciw, i oprócz wątpliwości co do utrzymania pokarmu, żadnych innych przeciwwskazań nie usłyszałam.  Miałam też cichą nadzieję iż tym razem (a to już na prawdę ostatnia okazja) urodzi się suczka w umaszczeniu bikolor, którą zostawię sobie w hodowli . Miot jest bardzo zróżnicowany. Ósemka szczeniąt – prawie po połowie kolorystycznie – pięć  czarnych i trzy bikolorki z przewagą płci żeńskiej dla odmiany (dokładnie odwrotnie niż u Honey w miocie Y) – pięć suczek i trzy samczyki. Wagowo też można by podzielić miot na dwie grupy. Cztery większe i cztery mniejsze. No … powiedzmy trzy mniejsze bo  jedna z czarnych suczek to mikrusek … Waga urodzeniowa 280 gram, gdzie największe szczenię miało 580 gram… Do tego, mimo cesarskiego cięcia była dość mocno zalana i to nie tylko górne drogi oddechowe. Wydzielina dostała się do płuc co powodowało specyficzne charczenie podczas oddechu. Po powrocie do domu, kiedy nad głowami świeciła kwoka, chyba na skutek rozgrzania i rozrzedzenia owej zalegającej wydzieliny, malutka zaczęła się krztusić. Oczywiście natychmiast podjęłam działania by jej pomóc. Jest tylko jeden sposób na oczyszczenie takiego szczenięcia. Na zmianę był „skok w dół na linie” i sztuczne  oddychanie bo sama nie dawała rady. Przy pierwszej próbie dostawienia do cyca okazało się, że malutka nie ma odruchu ssania, matczyne sutki zupełnie ją nie interesują. Ten stan utrzymywał się do późnego wieczora, więc nie pozostało mi nic innego jak karmić ją strzykawką. Dodatkowo dostała w zastrzyku antybiotyk, żeby nie doszło do zachłystowego zapalenia płuc i pod skórę glukozę, żeby ją wzmocnić. I tak przez całą noc czuwałam przy tej kruszynce, która po podaniu 5 ml pokarmu zasypiała mi w dłoni. Kolejny dzień nie przyniósł radykalnej poprawy. Dopiero po południu odkryłam, że siedzi między innymi przy barze mlecznym a brzusio nieco się zaokrąglił 🙂 Ta niechęć do jedzenia była spowodowana najprawdopodobniej obrzękiem gardła, do którego doszło przy jej oczyszczaniu . Jest nadzieja. Teraz tylko przybierać na wadze. Dyżur przy szczeniętach praktycznie 24 h, bo maleństwo było wypychane przez większe rodzeństwo. Sama z materaca do górnego sutka nie dosięgała 😛 Trzeba było dupkę podtrzymywać. Sama Jacy natomiast tego wieczora co zabieg, była bardzo słaba, straciła dużo krwi. Dostała oczywiście kroplówki wzmacniające. Kiedy wniosłam maluchy do pokoju i ułożyłam w porodówce, poszła zobaczyć co to, odwróciła się na pięcie i … wyszła. Nie zaakceptowała faktu, że to jej dzieci no bo przecież porodu nie było. Nie chciała z nimi leżeć. Nie zmuszałam jej. Zachęcałam żeby położyła się obok żebym mogła je przystawić do cyca a po karmieniu pozwalałam wyjść. Zadowolona leżała na stojącej obok kanapie. Z upływem czasu sama przyszła na materac na którym leżałam ze szczeniętami. Potrzebowała trochę czasu by rozbudził się w niej instynkt macierzyński. Zostawiłam jej na posłaniu  ręcznik, w który wycierałam szczenięta po urodzeniu. Miał zapach tych płynów porodowych.

Przez kolejne dwie doby sytuacja unormowała się na tyle, że Jacy już sama decydowała kiedy jest czas karmienia. Pokarmu było bardzo mało. Na tyle mało, że przez trzy dni maluszki praktycznie nie przybierały na wadze. Jacy natomiast nieustannie bardzo dyszała i co mnie jeszcze niepokoiło – cały czas utrzymywał się stan podgorączkowy. USG jamy brzusznej, RTG klatki piersiowej, testy odkleszczowe – nigdzie tu nie było żadnych nieprawidłowości. Dopiero bardzo szczegółowe badania krwi wykonane przez lekarza specjalistę wykazały, że u Jacy „gubią się” krwinki czerwone i wystąpiła anemia. Stąd to dyszenie, stąd temperatura. Zostały włączone odpowiednie leki oraz specjalistyczna suplementacja i powoli zaczynam odstawiać maluszki od cyca. Oczywiście nie można tego zrobić nagle , gdyż wywołałoby to u Jacy stan zapalny listwy mlecznej z powodu zalegania pokarmu. Najpierw więc przejęłam karmienie czwórki podczas gdy pozostała czwórka miała za zadanie opróżnić wszystkie cycuchy. Wydłużając czas między karmieniami, dostawiając coraz to mniej szczeniąt do cyca i obniżając znacznie porcję żywieniową spowoduję naturalne zasuszenie listwy mlecznej. Nie powiem żeby maluszki były zachwycone tym pomysłem zamiany cyca na butlę, na szczęście mleko przygotowywane przeze mnie okazuje się być całkiem dobre i syte, jak tylko przestaje się pluć smoczkiem 🙂 Oby jak najdłużej mogły ssać mleko matki ze względu na uzyskane z niego przeciwciała.

Szczenięta otrzymały imiona:
ZAPHIRA – suczka czarna z białą łatką na piersi (pomarańczowa obroża)  FOTOGALERIA
ZARIA – suczka czarna (żółta obroża)  FOTOGALERIA
ZOYRA – suczka bikolor (czerwona obroża)  FOTOGALERIA
ZEENA – suczka czarna (szara obroża)  FOTOGALERIA
ZORZA – suczka czarna (bez obroży)  FOTOGALERIA
ZOHAN – piesek czarny (zielona obroża)  FOTOGALERIA
ZORRO – piesek bikolor (brązowa obroża)  FOTOGALERIA
ZENITH – piesek bikolor (niebieska obroża)  FOTOGALERIA

08 września 2019

Za dwa dni Jesulkowe szczenięta skończą trzy tygodnie. Zarówno ja jak i moja ukochana Jacy mamy za sobą bardzo wyczerpujący okres. Jacy ze względu na powikłania po cesarce w postaci anemii, która odbierała jej siły do życia, nieustającego stanu podgorączkowego podchodzącego czasem pod 40 stopni i tej nienaturalnej hiperwentylacji, wskutek której język nabrał koloru sino-fioletowego… W takim stanie zdrowotnym karmienie ósemki szczeniąt nie mogło mieć miejsca. Tak więc moja głowa w tym, żeby jak najwięcej odciążyć mamuśkę jednocześnie zapewniając dzieciom prawidłowy rozwój. Próbowałam różnych wariantów karmienia. Ostatecznie Jacy karmiła czwórkę, ja pozostałe cztery. Zmniejszałam tylko częstotliwość tych posiłków u mamy. Więcej ja, mniej ona. Tym sposobem dotrwałyśmy do trzeciego tygodnia, gdzie już za chwilkę spróbuję przestawić maluszki na jedzenie z miseczki. Butelka pójdzie do szafki a ja może nareszcie będę mogła pospać pół nocy bez wstawania co 3 godziny …   09 września Jacy ma kolejne badanie kontrolne krwi. Zobaczymy na jakim poziomie są parametry, czy mamy wzrost czy nadal stoimy w miejscu. Szczenięta rozwijają się prawidłowo. Kasia też dobrze karmi 🙂 Pięknie maszerują już po kojcu, a nawet co niektóre (panna Zaria) nauczyły się z niego wychodzić, mimo że ścianka boczna ma wysokość 30 cm! Tak, tak, dziś w nocy znalazłam panienkę maszerującą po pokoju! Jak już wylazła, trzeba było siedzieć cicho a nie wrzeszczeć w niebogłosy 🙂 Powoli zaczynają postrzegać brata / siostrę jako kompana do zabawy a nie tylko poduszkę do spania 🙂 Mają piękne oczka, główki jak księżyce w pełni iiii … wyczuwam w paszczy wyrzynające się zęby 🙂 A wkładam palce do tych pyszczków klika razy dziennie przy karmieniu. Przez to mój zapach kojarzy im się niezmiennie z jedzeniem i nie mogę się z nimi tak po prostu pomiziać bo natychmiast zasysają moją dłoń jak pijawki ofiarę 🙂 Najbardziej rozrabiają Zaria, Zohan i Zorro a pan Zenith jest wiecznie zaspany :))) No i gaduła – panna Zeena. Ta to ma zawsze dużo do powiedzenia.

Zrobiłam mały eksperyment i postawiłam szczeniętom miskę z mleczkiem. Michę, nie miskę. Po kolei przystawiałam każde z nich do miski nakierowując na jej zawartość. Niestety zapach mojej ręki nadal był silniejszy niż zapach mleka w misce i w efekcie miska zamiast podajnikiem pokarmu stałą się basenem … Maluchy właziły do niej, taplały się w tym słodkim, klejącym płynie roznosząc całą zawartość po podkładzie, sobie i pokoju 🙂 No cóż … jeszcze nie czas na michę 🙂 Ogarnięcie tego słodkiego zlepka czarnych futer i pokoju może pozostawię bez komentarza 😀

14 września 2019

Za trzy dni miot Z skończy 4 tygodnie. W odróżnieniu od Y-greków, te małe brzdące nic tylko jedzą i śpią! Zwłaszcza teraz, kiedy brzuszki napełnione wg uznania właściciela (brzuszka), ponieważ nareszcie (!) odstawiłam butlę i jesteśmy w trakcie nauki spożywania posiłku z miseczki 🙂 Początki jak wiecie były trudne 🙂 ale ja się nie poddałam. Codziennie próbowałam wciąż i wciąż dostawiać te małe brzdące do miseczki, mimo że po takim „jedzeniu” musiałam je całe myć i wycierać. Dobrze że sesja zdjęciowa na 3 tydzień odbyła się zanim zaczęliśmy naukę. Przynajmniej jakoś wyglądają na tych zdjęciach 😀 Ale to niiic, to w końcu tylko trochę poklejone kłaczki. Ale za to ile uciechy przy tym! Filmiki z pierwszych posiłków do obejrzenia w galerii miotu Z.

W tygodniu musiałam już wymienić boczną ściankę zamykającą kojec na wyższą, ponieważ w czasie karmienia, kiedy siadałam przy kojcu i po kolei wyciągałam szczenię żeby je nakarmić, drugą ręką musiałam co chwilę ściągać któregoś delikwenta wiszącego na ściance już w połowie poza kojcem 🙂 Obecna ma 50 cm i jest śliska więc tak łatwo tej przeszkody nie da się pokonać. Z resztą jeszcze chwilkę i zlikwiduję im to ograniczenie i będą mogły urzędować po całym kojcu .

21 wrzesień 2019

Żebym się za bardzo nie cieszyła że już z górki, poprzedzający tydzień nie dał mi chwili wytchnienia i pełen niespodzianek. Na dwa dni przed planowanym szczepieniem malusia Zorza zaczęła mi niespodziewanie ulewać mleko, krztusić się nim i kaszleć. Ponieważ on jako jedna z trójki szczeniąt przy karmieniu butlą często nałykała się powietrza i potem jakiś czas odkasływała jeszcze, podejrzewałam początek zachłystowego zapalenie płuc. Po konsultacji z lekarzem wet. podałam jej w iniekcji antybiotyk i następnego dnia już byłyśmy u weta pokazać malutką. Cały miot pojechał na wizytę sprawdzającą, ponieważ jak wspomniałam był to czas szczepienia na parwo i musiałam mieć pewność, że maluszki są zdrowe, tym bardziej że jeszcze dwójka innych miała podobne objawy co Zorza – ulewały pokarmem. Jak się okazało wkrótce, u pozostałych szczeniąt doktor nie stwierdził żadnych objawów chorobowych, temperatura w normie, osłuchowo czysto, apetyt w porządku (aż za!), kupy również. Tak więc szczepienie odbyło się zgodnie z planem, oprócz malusiej Zorzy oczywiście, gdyż ona miała w płuckach zaostrzony szmer no i kaszlała … Tak że mała po podaniu leku wykrztuśnego i antybiotyku w domu została przeniesiona do osobnego kojca i przez tydzień czasu miała to lokum tylko dla siebie. A że czuła się z dnia na dzień coraz lepiej, nudziło się dziewczynce samej i to ja musiałam być dla niej towarzystwem i kompanem do zabaw. Tak że robiłam za nianię 😀 Dopiero dziś została zaszczepiona i mogła dołączyć do reszty rodzeństwa. Mogłam zlikwidować to jej dodatkowy kojec w związku z czym maluszki otrzymały nowe przestronne lokum, po którym można się już ganiać. Tylko żeby one jeszcze chciały … Te małe czarne grubaski non stop śpią. Jedzą, śpią i rosną. Mało co widzę jakąkolwiek aktywność w tym kojcu. Tylko zmieniam im prześcieradła na czyste a głównie kocyk, na którym zrobiły sobie legowisko 🙂 W czasie snu w dupkę musi być miękko 🙂 Hrabiostwo normalnie rośnie 🙂

27.09.2019

Weszliśmy w szósty tydzień. Już w środę drugie szczepienie (Zorza ciut później). Teraz z dnia na dzień przybywa już ciałka i kłaczków i coraz trudniej mi identyfikować te szkraby bo obroże giną w sierści 🙂 A one na serio są jak klony. Zorza, jakkolwiek dogania już wagowo rodzeństwo i myślę do jeszcze ze dwa tygodnie i nie będzie między nimi żadnej różnicy, ma zdecydowanie najkrótszą sierść na ten moment no i … sterczące uszka 😀 Wygląda cudnie i ja znajduję bez problemu. Jedzenie podobnie jak u starszych odbywa się pojedynczo w miseczkach, żebym miała pewność że każde z nich zjada swoja porcję. Poza tym dwójka – Zaria i Zohan gdyby im postawić wiadro, zjadły by i to wiadro, tyle że potem zwracają 🙁 Tak że żarcie jest reglamentowane :))) Nareszcie mogę się z tymi kuleczkami pobawić bez obawy, że zostanę wciągnięta lub zassana 🙂 Przestałam być dla nich obiektem pożądania kulinarnego a zaczęłam kompanem do zabaw. A raczej materiałem do gryzienia hahahah. No cóż, one dopiero się uczą, że nie wbija się zębów w moją pęcinę bądź piętę. Przyrost wagowy tygodniowy mamy jak najbardziej prawidłowy – około kilograma. Waga w piątym tygodniu kształtuje się na poziomie od 2.740 (Zorza), bardzo podobnie Zeena 2890, az po 3.160 jak zwykle – Zohan. Tuż za nim Zorro – mniej o 20 g – 3.140. Przechodzimy już stopniowo coraz bardziej na stały pokarm już z niewielka ilością mleczka. Muszą się dzieci najadać, gdyż karmienie już TYLKO pięć razy na dobę. Nareszcie mam noc dla siebie… 🙂