Owczarek staroniemiecki
Miot H (2)

29 kwietnia 2021
Pierwsze podejście do tego miotu robiłam jesienią 2020 roku. Niestety wówczas oprócz planowego krycia Kanvarem, Nikitka postanowiła sobie „poprawić” i pokryła się bez mojej wiedzy i zgody Busterem. Po tym zdarzeniu na furtce zamykanej na grubą zasuwę z opuszczanym w dół bolcem blokującym zawisła dodatkowo pętla ze stalowej linki. Do dziś nie wiem, w jaki sposób dały radę ją otworzyć. Trudno mi powiedzieć (lekarze też nie wiedzą), co zaszło po tym łączonym kryciu, efektem było wchłonięcie ciąży w 35 dniu, gdzie w 26 kiedy zrobiłam pierwsze usg, były zaledwie dwa zarodki. Może i lepiej, że nie było tej ciąży, bo przy dwóch szczeniętach jest mała szansa na naturalny poród i konieczna jest cesarka.
Tak więc drugie podejście było tak zwanym „strzałem w dziesiątkę”. Dosłownie i w przenośni. Dnia 22 kwietnia 2021 roku w 60 dniu ciąży (no, prawie był 61) tuż przed północą, w blasku księżyca, pojawił się na świecie miot H(2). Ze względu na wiek Nikity (7,5 roku), bardzo liczną ciążę oraz fakt, że poprzednie porody były dość ciężkie i praktycznie za każdym razem rodziła martwe szczenięta, zdecydowałam o planowej cesarce. Było to pierwsze (i ostatnie) cesarskie cięcie u Nikity. Zabieg zniosła bardzo dobrze, szybko wybudziła się i doszła do siebie. Dwie godziny po zejściu ze stołu operacyjnego już sama śmigała na siusiu na pobliski trawniczek (bo to przecież pies wsiowy i na kostce brukowej się nie załatwi). Droga do domu spokojna, pierwsza noc na czuwaniu non stop razem z nią w porodówce, gdyż po narkozie suki miewają różne brzydkie pomysły.
W miocie jest siedem dziewczynek (cztery czarne i trzy wilczaste) oraz trzech chłopców (jeden czarny i dwa wilczaste).Miot jest bardzo wyrównany. Waga urodzeniowa w zakresie 430 gram – 560 gram. Silne, zdrowe i wrzeszczące 🙂 Żadne szczenię nie było zalane.
Pierwsza doba pod znakiem sporego spadku masy ciała. Niby non stop przy barze mlecznym, jednak pokarmu jak na lekarstwo. Tak niestety się dzieje, gdy ciąża rozwiązywana jest cesarką. Po kontrolnym ważeniu wprowadziłam butelkę i już następnego dnia wartości wagowe wróciły do stanu pierwotnego a nawet ciut wzrosły i z każdym kolejnym dniem nabierają rozmachu 🙂 Różowa panienka przez pierwsze cztery dni była pod specjalnym nadzorem, bo nawet jak udało się jej dopchać do cyca, to jeszcze co chwilę w trakcie trwania sesji mlecznej gubiła ten życiodajny kranik.
Dziś szczenięta kończą pierwszy tydzień. Poranne ważenie wskazuje wartości od 670 gram do 810 gram. Wynik bardzo zadawalający. Nie ukrywam, że troszkę się przykładam do tego, bo od czasu do czasu wpadam tam z butelką pysznego Lactolu i wspomagam mamusię w odżywianiu tego towarzystwa. Szczenięta są bardzo żywotne, niektóre bardzo gadatliwe (panna z żółtą obróżką).
Rana po cesarce goi się bardzo ładnie, jest czyściutki, suchy, żadnych wysięków, zaczerwienienia. Ładna różowa skóra. Za 7 dni ściągamy szwy.
Zdjęcia szczeniąt staram się na bieżąco robić choć telefonem (plus filmiki) i dodawać od razu do galerii. Na sesję fotograficzną (profesjonalną) będzie czas za kilka dni. Obserwuję cały czas dwójkę szczeniąt, które mogą być docelowo w umaszczeniu wilczastym srebrnym. Jeszcze tego nie widać gdyż nie ma podszerstka. Czekam spokojnie aż podrosną.

Galeria zdjęć szczeniąt już funkcjonuje. Na razie rodzinnie – wszyscy razem plus kilka zdjęć rodziców. Indywidualne galerie poszczególnych szczeniąt będę zakładać jak dzieci skończą dwa tygodnie. Miłego oglądania.
Link do galerii jest oczywiście na liście wszystkich miotów staroniemieckich ale dla ułatwienia zrobię go również tutaj 🙂

07 maja 2021
Wczoraj szczenięta skończyły dwa tygodnie. Oczka już otwarte choć jeszcze nie zupełnie. Na razie spoglądają na świat przez szparki 🙂 Powoli podnosimy się na 4 łapki co zwiększa tempo przemieszczania się po porodówce i znacznie utrudnia odseparowanie dwójki maluszków, czekających w kolejce do cyca. Mało tego – potrafią wspiąć się na moje kolana kiedy siedzę w poprzek odgradzając je od baru mlecznego. Zaczynają też wieszać się na materiałowej barierce zamykającej wyjście z porodówki. Lada chwila będzie zmiana na coś sztywniejszego i wyższego.
Mamy już imiona dla całej dziesiątki. Każdy wybierał sam 🙂
HESTIA ARIA suczka czarna (żółta obroża) FOTOGALERIA
HARRIET suczka czarna (różowa obroża) FOTOGALERIA
HAVANA suczka czarna (pomarańczowa obroża) FOTOGALERIA
HOLI suczka czarna (szara obroża) FOTOGALERIA
HOPE REY suczka ciemno wilczasta (czerwona obroża) FOTOGALERIA
HERA SAGA suczka wilczasta srebrna (jasno fioletowa obroża) FOTOGALERIA
HAPPY suczka ciemno wilczasta (ciemny fiolet 0 chwilowo bez obroży) FOTOGALERIA
H-KAZAN piesek czarny (zielona obroża) FOTOGALERIA
HAGEN piesek ciemno wilczasty (brązowa obroża) FOTOGALERIA
HURAGAN piesek jasno wilczasty (jasno niebieska obroża) FOTOGALERIA
Rozmowne się towarzystwo zrobiło, głód oznajmiają głośno i niedwuznacznie. Zaczynają też samodzielnie załatwiać toaletę. Pazurki już zaraz będą obcięte bo zaczynają kaleczyć i mnie i brzuch Nikity. Walka przy cycu jest czymś codziennym. Czerwona, ciemny fiolet i brązowy idą siłowo i wypychają rodzeństwo stosując dźwignię od spodu. Pomarańczowa i zielony dają nura w dół pomiędzy innych i niczym węże wślizgują się pod spód (nie wiem jak to robią z tymi grubymi brzuchami). Panienka jasno fioletowa , najdrobniejsza musi być przeze mnie pilnowana i najczęściej dostawiam do tych najbardziej mlecznych cycków. Oczywiście nie zawsze ten kranik który podstawiam jest odpowiedni i odbywają się wędrówki po całej długości brzucha, jakby tamten „zdobyczny” by lepszy od tego podstawionego. A po jedzeniu, kiedy poziom nasycenia odcina świadomość i dzieci odpływają, biegają przez sen, warczą, trzęsą im się uszy i machają ogonki. Szara dziewczynka często resztkami sił jak taka foka ruchem posuwistym do przodu przepełza w narożnik i samotności oddaje się relaksowi w ramionach Morfeusza…

13 maja 2021
I już trzy tygodnie za nami 🙂 Dzieci dostają podszerstka przez co robią się bardziej puchate. Głównie dotyczy to wilczastych, gdyż czarnuszki z natury są bardziej gładkowłose. Potrzeby fizjologiczne załatwiają już samodzielnie i coraz mniej im się podoba, kiedy mama Nikita wylizuje brzuszki, bo przecież trzeba chwilę nieruchomo poleżeć na pleckach. Zaczynają też powoli się bawić, poznają się nawzajem, myją. Kojec podzieliły sobie na pół – połowa to część sypialna, połowa to toaleta. Tam gdzie śpią jest czysto, co szczerze mówiąc zdarza się bardzo rzadko. Choć spać w toalecie też im się zdarza, ale to wyjątki … chyba tylko wtedy, kiedy pełny brzuszek jest tak ciężki, że nie dają rady donieść go do wyrka 🙂 W tych pięknych pycholkach pojawiają się ząbki. Są już wyczuwalne gdy włoży się paluch do paszczy 🙂 Pazurki już obcięte bo i moje ręce i maminy brzuszek mocno już cierpiały przy karmieniu. Na tą chwilę do cyca na raz upcham siódemkę (trzy w tym czasie dostają butlę) a na luziku to szóstka. Już za chwilę w ogóle będziemy zmniejszać ilość ssących na raz a zwiększać pijących z miseczki. Tak, tak, ze kilka dni butelka ze smoczkiem odejdzie w niepamięć, a w jej miejsce pojawi się miseczka z mleczkiem.

Szczenięta od urodzenia dokarmiam mlekiem firmy Beaphar, a teraz przechodzimy już na Puppy GoldMilk firmy Pokusa. Kiedyś siadałam w porodówce, brałam jedno dziecię na kolanka i karmiłam. Odkładałam, brałam kolejne. Teraz muszę siedzieć na zewnątrz, brać po jednym na kolanka i po karmieniu odkładać z powrotem. Nie da się siedzieć w środku i karmić, gdyż dzieci nauczone że Mama daje pyszne mleczko z cyca i Kasia daje pyszne mleczko z …. (co myśleliście? hm?) …. z butelki 🙂 , włażą mi na kolana. Wspinają się na nogi, ręce, prawie wydzierają z pyska smoczek temu co akurat je. I nie ważne że tam po drugiej stronie moich kolan jest przepaść, pchają się i już! Uważam żeby sobie krzywdy nie zrobiły ale wygodniej jest po prostu usiąść poza ich zasięgiem.
Sesja foto na okoliczność trzech tygodni już gotowa. Pozostaje wrzucić do poszczególnych galerii.
Trzy tygodnie to także pierwsze odrobaczenie. Na pierwszy ogień leci Procox w zawiesinie, łatwy do podania i nawet smaczny (nie podzielam tej opinii). No i rzecz jasna ważenie, które już w tym wieku przebiega nieco chaotycznie, ponieważ szczenięta nie chcą dwóch sekund siedzieć nieruchomo. Z wiekiem szczeniąt ta czynność jest coraz bardziej czasochłonna , ponieważ zwiększa się ilość powtórzeń jaką muszę wykonać stawiając je na wadze 😉
Zapomniałabym o najważniejszej rzeczy! O zdarzeniu, które przyprawiło mnie o szczery śmiech z samego rana 🙂 Nie zapisałam sobie daty więc dokładnie nie powiem kiedy, ale kilka dni temu leniwie wstawałam z łóżka nie mając na głowie żadnych zajęć „na godzinę”. Nikita spędziła noc z dziećmi w pokoju, raz tylko koło piątej chyba wstawałam żeby jej pomóc przy układaniu ich do karmienia. A że piąta rano to nie jest godzina o której wstaję (chyba że muszę), wskoczyłam z powrotem pod kołderkę. Dwie godziny później obudził mnie ruch w domu – wszystkie psy wchodziły , wychodziły, lizały mnie, trącały nosami, zaczęły się jakieś przepychanki i zabawy między nimi … Mówię dość, muszę wstać bo mi rozniosą chałupę. W tle oczywiście, w pokoju na przeciwko, cały czas kwiliło któreś dziecko, żaląc się że mleka było za mało, albo za dużo, albo że nie o tej porze … licho wie. Zwlokłam swoje szanowne cztery litery ze swojego posłania, wychodzę na korytarz, który łączy trzy pokoje w tym szczenięcy i co widzę? Na środku , na płytkach, w przelotówce po której biegają wszystkie psy „siedzi” Hope Rey – panna z czerwoną obróżką. Cała wylizana, obśliniona a jaka szczęśliwa! Ani słowem się nie odezwała. Nikita w tym czasie ze stoickim spokojem, w porodówce, karmiła pozostałe maluszki. Widok tej kruszynki na środku korytarza w pierwszej chwili mnie przeraził, jednak znając moje stado wiem, że żadna krzywda się takiemu brzdącowi nie stanie i śmiejąc się pozbierałam dziecko z podłogi i odniosłam gdzie jej miejsce. Ma dziewczyna samozaparcie. Musiała wydostać się z porodówki przez gąbkę zabezpieczającą wyjście (pewnie dlatego że Nikita leżała na zewnątrz). Pokonała ze 3 metry pokoju, przedostała się pod rozporową bramką zabezpieczającą wejście do pokoju ! Dobrze że wstałam, bo jeszcze chwila i znalazłabym ją w salonie 🙂 Taki gagatek z wilczastej panienki. Oj, będzie przebojowa laska!

17.05.2021
Trzy i pół tygodnia. Puchate kłębuszki zaczynają się bawić. Dostały już swoje pierwsze zabawki – pluszaki i bardzo niezdarnie jeszcze próbują swoich sił w szarpaniu ofiary. Noszą dumnie w pyszczkach potykając się o własne łapy, powarkują, a nawet szczekają! Tak śmiesznie zaczepiają brata/siostrę łapką, przysiadają na zadzie jakby chciały wystartować. No godzinami mogę siedzieć i się gapić na te cuda. Zwiedzają już śmiało pokój chodząc po płytkach, na których jeszcze chwilkę temu się rozjeżdżały, tuptają po panelach, macają noskiem wszystko, co w pokoju się znajduje. Umoczyły oczywiście już nos w misce z wodą, ale żadne z nich nie było zainteresowane piciem.
Micha z mleczkiem wjeżdża już systematycznie co 2,5 godziny dla piątki szczeniąt, druga piątka w tym czasie obsługuje mleczarnię. Fajnie bo jest pięć czarnych i pięć wilczastych i nie muszę sprawdzać po obrożach. Jeszcze to jedzenie wygląda bardzo chaotycznie ale jest progres – do miski coraz częściej trafiają nosy, a nie wszystko inne 🙂

22.05 2021
Cztery tygodnie. A dokładnie 30 dni mija dziś od dnia narodzin miotu H(2). Gdzie się podziały te małe pomarszczone robaczki? Ano nima 🙂 Zamiast tego są puchate, zębate, gryzące potworki 🙂 Umiejętność poruszania się po panelach i gresie (także mokrym) opanowały w mig do perfekcji. Ba! Nie tylko chodzą, one biegają! W tym tygodniu nauczyliśmy się jeść z miseczek. Najpierw było to mleczko takie samo jak w butelce, teraz już od trzech dni mleczko zagęszczane jest zmiksowaną karmą. Nauczyliśmy się nie tylko jeść, ale też wspinać na karmidło, żeby wyżreć śniadanko z miski siostry lub brata po drugiej stronie 🙂 Bo Oni na pewno mają lepsze! Umiemy już ciągać szmatki w kojcu i układać po swojemu, ciągnąć nogawki i rękawy, obgryzać buty, wbijać zęby w piętę – oooo wtedy jest niefajnie bo Pańcia wydaje jakieś dziwne dźwięki hi hi. Szarpiemy już pluszaki (może być rodzeństwo, żaden problem). Mieliśmy też pierwsze szczepienie, i wcale nie bolało. Właściwie to nawet nie wiemy kiedy ten zastrzyk został podany, bo zajęci byliśmy pochłanianiem pysznego jedzonka z miseczki. No i byliśmy w wielkim świecie, na trawce, gdzie były takie labirynty, którymi trzeba było chodzić. W sumie nie każdy to wiedział, niektórzy próbowali przedzierać się na skróty , ginąc w tej wysokiej trawie jak w buszu 🙂
Karmienie odbywa się teraz co 4 godziny. Konsystencja jest coraz bardziej zagęszczona – mniej mleka, więcej karmy. Przerwa nocna – 6 godzin (więcej na razie Nikita nie wytrzyma bez opróżniania mleczarni). Po każdym posiłku czas na szybkie trawienie i w zasadzie jak sie większość z nich załatwi po posiłku, to w kojcu jest w miarę czysto.
Od dziś (niedziela) lokal który maluchy zajmują rozrósł się o ponad 100%. Mają już do dyspozycji cały kojec (pół pokoju). Już potrzebują więcej przestrzeni, ponieważ zaczęły się bawić. Lada moment odkryją kaloryfer i zaczną go obgryzać, co przyznam się bez bicia doprowadza mnie do białej gorączki.
Zdjęcia z 4 tygodnia juz w albumach. Na bieżąco staram się też dodawać krótkie filmiki z życia codziennego.

31 maja 2021
Witamy w świecie podrostków 🙂
Zęby – są. Widać to na moich rękach, a czuć najczęściej na nogach. Lub na pośladach, kiedy siedzę z nimi w domowym kojcu i miziamy się po jedzeniu. Panna Havana jest w tym perfekcjonistką. Słuch – doskonały. Na tyle doskonały że nie da się przejść obok ich pokoju niezauważonym. Ani wejść po cichu z papierkiem by ukradkiem zebrać kupę zanim czterdzieści łapek pogalopuje by mi ją rozdeptać. Poruszają się wówczas z prędkością światła. Węch -perfekcyjny! Do michy z jedzeniem trafiają z zamkniętymi oczami a kulki z wołowiny, które im robię czasem jako dodatek do karmy, wciągają nosem ! Przy podawaniu ich z ręki, należy kłaść mięsko na otwartej dłoni. Ja tak robię, ponieważ wychodzę z założenia, że palce jeszcze mi się przydadzą.
Funkcja aranżacji wnętrza kojca już oczywiście w pozycji „ON”. Co chwilę, w tajemniczy sposób, narożniki poszew, które mają rozłożone na podłodze wędrują (same!) na środek poszewki , odsłaniając podłogę. A too jest oczywiście najlepsze miejsce żeby pójść tam siusiu. Niewyjaśnionym zjawiskiem pozostają też znikające kupy. Bo kiedy się weźmie w zęby narożnik poszewki i naciągnie na kupę to przecież jej tam nie ma!
Odnotowano również galop po kojcu z zaliczeniem miski z wodą , obgryzanie kaloryfera ( w nocy smakuje najlepiej), walki wręcz parami lub trójkami, ciąganie za ogon, szarpanie brata/siostry za kark (tak fajnie wtedy piszczą i uciekają po całym kojcu). Próba worka na śmieci zaliczona. Wchodzi nauka nie włażenia do misek i nie wykradania jedzenia innym, kiedy samemu pochłonie się swoją porcję trzy razy szybciej niż pozostali (mowa tu o Happy). Nie wolno gryzać nosa Kasi (hmm… ciekawe dlaczego?). Nie wolno wyciągać z kieszeni worków na kupy (łee. ale one tak fajnie szeleszczą …). Nie wolno wyrywać z ręki papierka na kupy a tym bardziej go jeść. Same zakazy … Ciężki żywot szczenięcia …

Udało mi się skosić trawę więc maluchy wychodzą troszkę na zewnątrz, żeby mieć kontakt z otoczeniem i dorosłymi psami. Od wczoraj przez dwa tygodnie będzie z nami Tobiasz – tatuś Bohuna z miotu B(2). Przyjechał pomóc przy maluchach w okresie porodów Wheyli i Aquy. Uwielbia dzieciaki z wzajemnością. Szczenięta nie miały żadnego problemu z tym że pojawiła się nowa osoba. Zaakceptowały go od razu bez cienia obawy. Trochę dłużej zajmie Nikicie zrozumienie, ze Tobiasz nie chce zabrać jej dzieci i nie trzeba chodzić za nim krok w krok, patrzeć w oczy i od czasu do czasu przypominająco szczypnąć w rękę lub udo. Ale smaczki od tego „potwora” są okey … Ech, cała Nikitka.
Waga jeszcze wytrzymuje ciężar tych słodkości. Gorzej ze mną. Ustawienie ich na platformie (wcale nie malej) nieruchomo przez 2 sekundy, graniczy niemal z cudem. Codzienne zajęcia to oprócz karmienia oczywiście i toalety pokoju także drapanie po brzuszkach, wywalanie się na kolankach na plecki, obgryzanie (delikatnie!) moich dłoni, miliony buziaków w noski i nie tylko ( a ja się potem zastanawiam skąd mam w paszczy te kłaczki …).
Nikita co 4 godziny dostaje już tylko 3 szczeniąt do ściągnięcia pokarmu. Reszta opróżnia w tym czasie michę. Przerwa nocna to już 6-7 godzin. Hurraaaa! Mam nareszcie szanse na głęboki sen! (jeszcze przez dwa-trzy dni). Na wtorek szykujemy się do wyjazdu do Poznania, gdzie maluchy zostaną obejrzane przez dr Kasię Kiszkę, zaszczepione po raz drugi i zachipowane. Przejdą też przegląd miotu.

10 czerwca 2021
Dziesięć dni od ostatniego wpisu- tylko i aż w zależności kogo wpisy dotyczą 😉
Wizyta w Poznaniu u dr Kasi przebiegła wzorowo. Podróż tam i z powrotem dzieci odbyły luksusowym samochodem (nówka sztuka, jeszcze pachnie) z klimatyzacją w przemiłym towarzystwie Tobiasza i cioci Joli. Nie wiem czy tego samego zdania są opiekunowie, mając na uwadze arie operowe (czy też piątą symfonie Beethovena… nie pamiętam), które byli zmuszeni wysłuchiwać w drodze w tamtą stronę. W drodze powrotnej była już błoga ciszaaa… maluszki spały. Pani dr jak zwykle zachwycona dzieciaczkami, zbadała je dokładnie, zajrzała w zęby i w d**ki (też!), sprawdziła brzuszki czy nie ma przepuklin, jajeczka u chłopców (tu jeszcze pewne niedoskonałości, ale na to jest jeszcze czas). Szczenięta zostały zaszczepione i zachipowane. Czyli wszystko z godnie z planem.
Ja w tym samym czasie, co oni byli na przeglądzie, odbierałam poród Wheyli 🙂
Od dnia następnego czyli od 02 czerwca dzieciaki zostały na dzień wykwaterowane na dwór do swojego kojca. Przez płot zapoznały się z całym stadem (Grecia uwielbia towarzystwo dzieci). Co rusz ktoś je tam odwiedza. Nie było wrzasku, stresu, lamentu tylko eksploracja nowego terenu, no i oczywiście trzeba było spróbować, czy to coś, po czym chodzą nadaje się do jedzenia. W sumie nadaje się , tylko chyba żadnej wartości nie ma 🙂 Potem tylko Kasia coś brzęczy że „jak zwykle – najadły się piachu a teraz srają na rzadko …” No ale że cooo ? Samo wpadało do paszczy kiedy kopały kolejną dziurę!
Pogoda nam dopisuje, więc dla ochłody dzieci dostały mini basenik (w sumie dla nich to całkiem spora sadzawka, w której na upartego można by nawet popływać). Szału nie było. Większą radochę sprawiła im kałuża z błotkiem po wstawienia do kojca zraszacza. Ile było frajdy !!! Sami zobaczcie 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=uo8ST2aykbU
https://www.youtube.com/watch?v=NWOg8eqUw-Q
https://www.youtube.com/watch?v=MJPjFOi1HQI
https://www.youtube.com/watch?v=OrPX450K9ww
https://www.youtube.com/watch?v=Mi95UbiDBPM
Dla urozmaicenia robimy wycieczki po ogrodzie (całą dziesiątką). Przed spaniem codziennie obchód ogrodu, zabawa szyszkami, w chowanego w krzakach, turlanie w trawie i piachu, biegi w górki na … pysk (czasami) 🙂 No cóż, szlifujemy koordynację. Patyczki są super. Można je jeść i nosić. Łodygi szczawiu, wysoka trawa, kwiatki – tyyle nowości na tym ogrodzie! Dzieci same potrafią już trafić na szczenięcy duży wybieg, na który zabieramy je w ciągu dnia, żeby poszalały. Muszą przejść długi korytarz, wzdłuż kojców. Dają radę! A jak wujek Tobiasz zamknął furtkę, to przecież można się przecisnąć pod spodem !
I tak oto minęło 7,5 tygodnia. Od jutra (11.06) maluchy zaczynają rozjeżdżać się do nowych domków. Jutro pierwsza trójka. Będę za nimi tęsknić bo dawno nie miałam takich kochanych i grzecznych dzieci. Mam tylko nadzieję że nowi właściciele powiększą szczęśliwą Czarnowilkową rodzinę i dołączą do naszej rodzinnej grupy na FB, gdzie jak prawdziwa rodzina rozmawiamy, dzielimy się radościami i kłopotami, śledzimy rozwój rodzeństwa i ….. zawiązujemy nowe znajomości 🙂
