Miot X (2)

Owczarek staroniemiecki

31.01.2024

Mówią, że jak się czegoś bardzo chce, to udaje się to osiągnąć. Tego miotu bardzo chciałam  i za drugim razem udało się! Po burzliwej randce, która obfitowała w całą gamę emocji od miłosnej gry wstępnej po uśmiech całą klawiaturą przy jednoczesnym piruecie na jednej nodze 🙂 nadszedł czas narodzin. Jessie doskonale poradziła sobie z wydaniem szczeniąt na świat. Jej opanowanie, spokój mimo bólu, doskonały instynkt macierzyński, pełne zaufanie i współpraca ze mną. Takie porody przyjmuje się z przyjemnością, nawet gdy zarywam nockę.

Inicjacja porodu nastąpiła chwilę po północy z soboty 27.01 na niedzielę 28.01.2024 w 61 dniu ciąży. Śmiałam się że specjalnie czekała, żeby dzieci były urodzone w niedzielę, bo to są leniuchy 🙂  Szczenięta duże, silne, wszystkie z odruchem ssania. Zaczęliśmy od wagi 546 g (!) i to była średnia waga większości maluchów. Są dwa wyjątki – na szali 335 gram i 620 gram! Coś tam w tych podziałach nie wyszło, bo z tej dwójki jakby odjąć dużemu do przeciętnej i oddać to małemu, to wszyscy mieliby po równo 😀 No ale jak wiadomo, na to nie mamy wpływu.

W miocie jest … siedmioro chłopaków! Siedmiu wspaniałych, albo jak kto woli siedem krasnoludków. Nawet bardziej pasuje bo i „Marysia” by była – niestety, L chyba duży brat był tak zachłanny, że dla niej już Maminego dobra nie starczało… Suczka urodziła się bardzo malutka i zmumifikowana.

Chłopaki otrzymali imiona:

XAVIER (czerwona obroża)  FOTOGALERIA
XERXIS (jasno fioletowa obroża)   FOTOGALERIA
XIRO (żółta obroża)  FOTOGALERIA
XIRUS (zielona obroża)   FOTOGALERIA
XABAX (szara obroża)   FOTOGALERIA
XENON (pomarańczowa obroża)   FOTOGALERIA
XANTO (brązowa obroża)   FOTOGALERIA

Jessie nie spieszyła się z wydawaniem miotu na świat. Pierwsze szczenię urodziło się tuż przed trzecią w nocy a ostatnie prawie w niedzielne południe. Robiła sobie bardzo długie przerwy. Potrzebowała tego. Dla pierworódki takie kolosy to ogromny wysiłek. Mam wrażenie , że trudniej rodziły się szczenięta ułożone pośladkowo, a były dwa ( i to dwa pierwsze).

Wszystkie są czarne, jeden maluszek ma na prawej przedniej łapce białe paluszki (jakby miał założoną stopkę) i jeden takie znaczenie ma na obu przednich łapkach. Te dodatki w miarę wzrostu i wymiany futra ulegną zmniejszeniu, jednak chyba nie znikną całkowicie.

Teraz pozostaje doglądać tego trzystugramowego giganta , żeby go rodzeństwo nie zadeptało i nie wypychało od baru.

Trzecia doba za nami. Jestem pod wrażeniem, jak mały gigant radzi sobie z wielkimi braćmi 😀 Nie było nawet spadku w pierwszej dobie, a od razu przyrost o 15 g. Na dzień dzisiejszy, jego waga to już 460 gram! Wyczyn przeogromny. Ale co się dziwić, jak on od cycka nie odchodzi? Jeszcze staram się żeby przy każdym karmieniu miał do dyspozycji duble nipple, więc młody jest gość i dosłownie rośnie w oczach!

Cała siódemka przybiera pięknie, Jessie jest przecudowną matką, czułą, troskliwą i mega cierpliwą. W przerwach na sikanie, paraduje ze swoim ulubionym klockiem w zębach. Już zapomniała o trudach związanych z porodem.

GALERIA MIOTU X(2)

Wielkimi krokami zbliżają się połowinki 🙂 A to oznacza, że już w niedzielę stukną cztery tygodnie od dnia, kiedy czarnuszki pojawiły się na świecie. Trzeci tydzień jest zawsze tym przełomowym. Szczenięta zaczynają podnosić się na nogi, wyrzynają się zęby, futro rośnie jak szalone. Z pełzających i wiecznie śpiących pędraczków, przeobrażają się w mini owczarki. Zaczynają się bawić, poznają rodzeństwo, a co bystrzejsze podejmują pierwsze próby ucieczki z kojca, zabezpieczonego 30 cm barierą. To nic, że jak się stanie na nogi to głowa ledwo wystaje ponad płytę. Można się wspiąć i po prostu wypaść z drugiej strony. Tam też jest ciekawie. A jak się dobrze postara taki delikwent, to i pod bramką przeczołga się do salonu. A kto by się przejmował tym, że ja prawie zawału dostałam jak znalazłam Xirusa (zielona obroża) drepczącego na środku salonu… No przecież to normalne… 🙂

Czwarty tydzień to już nauka picia mleka z miseczki. Czas to najwyższy, ponieważ wielkość szczeniąt uniemożliwia dostawienie ich wszystkich naraz do matczynych sutków. Zwyczajnie się nie mieszczą. Dlatego stopniowo odejmuję kolejne szczenię od matki przestawiając je na posiłek przygotowywany przeze mnie. Jessie ma lżej, powoli będzie ograniczać produkcję mleka (bo zmniejszam jej ilość odbiorców), a wszystkie są najedzone. Gospodarz, u którego kupuję jajka śmiał się na początku, co ja robię z 60 jajami w ciągu tygodnia… Ale jak wytłumaczyłam, że potrzebuję dla szczeniąt, bo przygotowuje im mieszankę z koziego mleka, masła, miodu i właśnie żółtka, to orzekł że ona tak nie jada jak moje szczenięta. Wcale mnie to nie dziwi – ja tez nie 🙂

A w ogóle z tymi jajcami to wiąże się przezabawna sytuacja. Kiedy odkryłam owo gospodarstwo, gdzie mogę kupować jajka od kur z wolnego wybiegu, dostałam od właściciela wizytówkę, żeby zadzwonić przed przyjazdem, jak będę chciała większą ilość.  Po porodzie Happy chyba przez tydzień nie wychodziłam z domu i nie robiłam zakupów, więc jak się wreszcie wyrwałam do miasta to trochę mi zeszło, zanim wykreśliłam z kartki wszystkie potrzebne rzeczy. Na koniec zostawiłam sobie właśnie zakup jajek. Jadąc już w drodze powrotnej do domu (lało jak cholera, więc miałam trochę zapadane okulary), prowadząc samochód wydłubałam schowaną za osłonę słoneczną w samochodzie wizytówkę, odczytałam numer … dzwonię. Odbiera mężczyzna, więc walę z pytaniem „dzień dobry. czy mogę przyjechać po jajka”? Chwila ciszy w telefonie, po czym Pan figlarnym głosem odzywa się do mnie w te słowa: „ale ja mam tylko jąderka” Teraz to mnie przytkało, ale  nie oddalam walkowerem. Mówię „ale ja potrzebuję trzydzieści”. Na co Pan odpowiada, „no niestety, mam tylko dwa”. Skwitowałam że w takim razie nie ubijemy interesu, podziękowałam i się rozłączyłam. Jak się za chwilę okazało, wybierając numer z wizytówki, zrobiłam czeski błąd. 🙂  Interesu życia nie zrobiłam, ale miły Pan zrobił mi dzień.