Miot P (2)

Owczarek staroniemiecki

09.10.2022

Wymarzyłam sobie dla Livii bikolora takiego jak ona. Czerń na całości a tylko końcówki łapek brązowe. Do tego potrzebowałam psa bardzo spokojnego, stabilnego psychicznie, żeby u dzieci wyciszyć trochę ten popęd linii użytkowej, z której pochodzi Livia. O Shona, który wpadł mi w oko jak ujrzałam go po raz pierwszy daaawno temu, pytałam Edytę – właścicielkę już na początku 2020 roku. Ale wtedy jeszcze kawaler nie miał uprawnień hodowlanych. I długo jeszcze ich nie miał, ponieważ dużo się szkolą i starują w zawodach i one są dla nich priorytetem. Potem pytałam w czerwcu, i w październiku …. I nadal nic! Ale ja jestem uparta. Jak sobie coś ubzduram to…. Cierpliwość została nagrodzona. Doczekałam się zrobienia uprawnień u tego wyjątkowego psa .

Livia cieczkę dostała nieterminowo wcześniej, więc nie miałyśmy jeszcze w pełni zakończonego procesu uzyskiwania zdolności hodowlanej. RTG i psychotesty miała już na szczęście zaliczone dużo wcześniej, pozostało tylko stawić się do sędziego PFK na przegląd hodowlany. Okazało się szczęśliwie, że Shon mieszka niedaleko Pani Prezes PFK, która ten przegląd może zrobić. Oni mieszkali niedaleko siebie a ja … ja miałam do Pani Prezes 540 km. Co było robić? Zapakowałam się i Livię i bladym świtem ruszyłam przez Polskę. Pogoda sprzyjała, kilometry uciekały. Udało się pomyślnie przejść przegląd hodowlany. Pani Grażyna była zachwycona Livią, jej temperamentem, opanowaniem, budową (toż to sam mięsień). Kolejny przystanek godzinę drogi później to już miejsce zamieszkania kawalera.  Edyta – właścicielka bardzo przejęta rolą”synka” (Shon wcześniej nie krył). Ugościła nas sercem, dostałam pyszny obiad. I po udanej randce i chwili oddechu wracałam do domu. Takie wyprawy to już powoli nie na moje lata. Ciężko samemu ogarnąć tyle kilometrów bez możliwości przenocowania. Mam nadzieję że tych wypraw będzie coraz mniej.

Miesiąc później USG potwierdziło ciążę mnogą u Livii. Na monitorze na pewno widać było 8 kapsułek. Ciąża przebiegała prawidłowo, badania u Livii wzorcowe. Ogromnym wysiłkiem i stresem było dla mnie utrzymanie jej w ryzach do momentu rozwiązania, bo to przecież ogień w dupie ma. Ona nie chodzi, Livia biega, lub zapierdala jak kto woli. Non stop w ruchu. Wydawałoby się że tak wysportowane i sprężyste ciało doskonale poradzi sobie z porodem. Młoda, silna suczka. Jednak okazało się że nie dość że bardzo wrażliwa na ból (chwilami wpadała w panikę), to jeszcze przy drobnej budowie bardzo wąska.

Poród rozpoczął się w piątek 30 września parę minut po godzinie 17.00. Pierwsze szczenię , na szczęście średnio duże (450 g) utorowało drogę kolejnym już zdecydowanie większym maluchom. Ósemka urodziła się w domu w ciągu 6 godzin. Wśród nich dwa psie chłopięce aniołki, dla których podróż na ten świat trwała zbyt długo i zabrakło zapewne paru chwil by zaczerpnęły powietrza L Ostatni z ósemki w domu urodził się piesek o wadze 440 gram, który od pierwszych chwil życia nie miał odruchu ssania. Wydawał mi się też nienaturalnie wzdęty czy najedzony – nie wiem. Tak czy inaczej miał dość duży brzuszek. Czasem się śmieję, bo zdarza się że rodzą się takie maluszki, które nie od razu garna się do cyca, wolą najpierw solarium. Mówię wtedy że urodziły się po śniadaniu/kolacji J i musi upłynąć chwila, żeby znowu zgłodniały.

Teoretycznie poród się zakończył, jednak po podaniu oxytocyny , znów pojawiły się skurcze. Biedna Livia parła … i parła … i parła … nieprzerwanie do wczesnych godzin rannych, kiedy już wiedziałam że potrzebny jest weterynarz. O 10.00 byłyśmy już z całą ferajną w gabinecie u dr Dogońskiego. Szybkie USG – w macicy jeszcze co najmniej dwójka szczeniąt. Błyskawiczna cesarka i niestety ogromny smuteczek. Szczenię, które Livia usiłowała urodzić pchało się na świat ‘na sucho”, a było tak duże, że główka zaklinowała się w kanale rodnym a obręcz barkowa nie dała rady się tam zmieścić. Nie było szans na samoistny poród tego pieska. I przez wstrzymanie akcji porodowej przestało bić jeszcze jedno psie serduszko – dziewczynki, która czekała w kolejce za tym olbrzymem. Z dziesiątki zostało ich sześć … 🙁

Livia zniosła zabieg cesarskiego cięcia bardzo dobrze. Niewielkie cięcie, pięknie się goi. Ona sama już następnego dnia zapomniała o tym co się wydarzyło – piłka w zęby i bieg po podwórku. Jak maszyna a nie żywy organizm.

Tymczasem maluszek, który nie miał po urodzeniu odruchu ssania, w pierwszej dobie życia spadł mi na wadze 30 gram (dużo!), przez kolejne 12 godzin tendencja spadkowa – mniejsza ale jednak – utrzymywała się nadal. Przy próbie karmienia butelką, strasznie się zalewał. Zmieniłam butelkę – troszkę lepiej. W drugiej dobie karmiony regularnie co godzinę, półtorej na różne sposoby – do cyca, butelką strzykawką po paluszku. Następnego dnia znów rozczarowanie – waga w górę zaledwie o 10 gram…  Zastanawiał mnie cały czas ten jego wzdęty brzuszek. Włączyłam już espumisan – nie pomogło, rozkurczowo no-spa też nie dawała jemu ulgi. Męczyło go to bardzo, bo często postękiwał i w zasadzie z dnia na dzień coraz mniej jadł a tylko przytulał się do mamy i spał. W czwartej dobie życia zabrałam go do lekarza na USG. Obraz narządów w jamie brzusznej wyglądał bynajmniej dziwnie – jak plaster miodu. Pełno mniejszych lub większych pęcherzy wypełnionych płynem. Pascal (tak miał na imię ten dzieciaczek) dostał furosemid na odwodnienie i jeszcze jakiś lek. Dwa dni później ze względu na brak przyrostu wagi, coraz mniejszy apetyt, problemy z wypróżnianiem, po ponownym badaniu USG oraz RTG, z bólem serca zdecydowałam się poddać go eutanazji.  Wtulony w moje dłonie spokojnie przeszedł przez Tęczowy Most, gdzie już nie ma bolącego brzuszka, gdzie biega z czwórką jego rodzeństwa. Teraz wiem, że podjęłam słuszną decyzję, ponieważ zleciłam wykonanie sekcji zwłok. Okazało się że Pascal miał wadę letalną – brak pęcherza moczowego 🙁

Tak więc Livia odchowuje piątkę szczeniąt. Jeden rodzynek (czarny chłopczyk), trzy dziewczynki czarne i jedną bikolorkę. Jedno jest pewne – jedzenia to im nie zabraknie. Livia ma tyle pokarmu, że wykarmiłaby bez zająknięcia całą dziesiątkę. Tak że waga tej piąteczki w siódmej dobie życia przekroczyła kilogram (tylko żółtej panience ciut brakuje do tej wartości).

GALERIA MIOTU P(2)

14.10.2022

Dwa tygodnie za nami. Szczenięta rozwijają się prawidłowo, rosną jak na przysłowiowych drożdżach, ale co się dziwić jak ich piątka a kraników osiem 🙂 Waga ciężka jak nic! Dzieciaczki mają przepiękne głowy. Powoli otwierają oczęta co widać na zdjęciach z drugiego  tygodnia. Każde szczenię ma już założoną oddzielną galerię, i co tydzień będą w nich dodawane kolejne zdjęcia.

W miocie mamy jak już pisałam cztery dziewczynki i jednego chłopca.

PRADA   suczka czarna (żółta obroża) FOTOGALERIA

PARYS – PIRU  piesek czarny (niebieska obroża)  FOTOGALERIA

PRINCESS  suczka czarna (pomarańczowa obroża)  FOTOGALERIA

PHILOMENA  suczka czarna (różowa obroża)  FOTOGALERIA

PATRICE  suczka bikolor (czerwona obroża)  FOTOGALERIA

PASCAL [*]  piesek czarny (fioletowa obroża)   zm. 07.10.2022

Szczenięta skończyły sześć tygodni. Rozwijają się prawidłowo (noo, może poza wagą, która jest znacznie ponad normę). Są bardzo mocno ofutrzone, co sprawia, że unikają kocyków, dry bedów czy jakichkolwiek podkładów do spania, Wybierają chłodną podłogę z kafli. Są bardzo energiczne, mają wilczy apetyt i oczywiście niespożyte pokłady energii. Zabawom nie ma końca. Livia jest już od kliku dni w odstawce od karmienia, co przyznam szczerze wcale nie było łatwe, ponieważ mimo stopniowego zmniejszania podaży pokarmu, mającej na celu zmniejszenie laktacji, panna ani myślałam przestać produkować mleko. Efekt tego jest taki, że schudła dość mocno, co teraz po zakończeniu karmienia musimy nadrobić. Nie jest to oczywiście żaden problem. Czasem trzeba obrać taką drogę, inaczej karmiłaby do ósmego tygodnia. A najśmieszniejsze jest to, że wcale już do tych dzieci się nie garnęła, bo przecież one mają zęby i gryzą! Jakie to dziwne! Kłaść się żeby opróżnić cycki już nie chciała, a na stojąco dzieci nie dosięgały jeszcze do jedzenia  …. tak źle i tak niedobrze. Ostatecznie ja zdecydowałam o odstawieniu dzieci i po kłopocie. Przy takiej ilości pokarmu stały pokarm w postaci marchwianki z gotowanym indykiem zaczęłam wprowadzać im dopiero w połowie piątego tygodnia. Tak że był taki moment, że kupy robiły na pomarańczowo 🙂 Od połowy szóstego dopiero weszła sucha karma (Royal Canin Maxi Starter), na której będą do chwili opuszczenia hodowli. Oczywiście od czasu do czasu wjeżdża surowa wołowinka. Mmmm… to dopiero jest rarytas! Trzeba wtedy uważać na palce. Mimo zagrożenia przedziurawienia palucha, staram się jednak karmić je tym mięskiem z ręki.

Maluszki są już dwukrotnie odrobaczone. W poniedziałek 14.11 mają szczepienie p-ko parwo i nosówce. W tym celu jedziemy do naszej Pani doktor do Poznania, tak więc czeka je wycieczka. Nie pierwsza to, ponieważ wczoraj właśnie, z okazji sześciu tygodni, byliśmy w odwiedzinach u naszej zaprzyjaźnionej cioci poszaleć na ogrodzie. Była trawka, piach, dzieci, małe ludzie, zabawki, uciekające pojazdy i dużo innych bodźców, z którymi szczenięta poradziły sobie doskonale.

Charakterologicznie w zasadzie wszystkie są do siebie podobne. Princess jako 4 tygodniowy maluch, uwielbiała kłaść się na plecy i kulać, bawiąc się jednocześnie. Tak też często spała. Parys – wiecznie głodny najczęściej dopominał się o żarcie głośno manifestując. Teraz robią to wszystkie 🙂