Owczarek staroniemiecki
Miot W (2)
20.12.2023
Dnia 22 sierpnia 2023 roku, w przepięknych okolicznościach przyrody, w skąpanych we mgle promieniach wschodzącego słońca, przy akompaniamencie porannego śpiewu ptaków (w tym żurawi), spotkały się dwa czarnuszki -Tigra (Honey Black Wolves) i Gismo (Geronimo Walkiria Kennel). Owocem (a dokładniej owocami) tego spotkania jest szóstka szczeniąt w umaszczeniu czarnym, która przyszła na świat 23 października, czyli równo po dwóch miesiącach.
Okres ciąży Tigry był dla mnie czasem bardzo intensywnej pracy fizycznej przy wykańczaniu domu, a za chwilę jednocześnie przy porodzie i odchowie miotu U. Pracowałam po 16 godzin dziennie, więc czas płynął (nie, nie płynął, zapierdalał jak szalony) i gonił mnie, żeby zdążyć ze wszystkim, co było zaplanowane przed narodzinami. Zwyczajowo zapisuję w telefonie datę krycia, choćby po to, żeby nie sięgać za każdym razem do kalendarza, kiedy potrzebuję obliczyć datę wykonania USG czy datę porodu. Tak było i tym razem. Po potwierdzeniu ciąży (patrząc w ten zapis w komórce) wyliczyłam sobie, że rozwiązania będziemy się spodziewać około 29-30 października. Nawet mi to bardzo pasowało, gdyż był to czas, kiedy szczenięta z miotu U, wychodziły już do nowych domów. Idealny układ.
Tego dnia, 22 października (niedziela), kończyłam robić półkę na puchary na belkach stropowych. Totalny luuz, zero pośpiechu, praca na wysokościach, pomiary, praca z pilarką – byłam w ciągłym ruchu. Obserwowałam Tigrę uważnie, ale ani nie odmawiała posiłku, ani nie była jakaś niespokojna… Nic nie wzbudzało moich podejrzeń. Jednak w miarę upływu dnia, coraz częściej dyszała, podkopywała mi się po dom, chodziła nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wyglądało jakby szykowała się do porodu. Trochę mnie to niepokoiło, bo wg daty w MOIM TELEFONIE, miała jeszcze tydzień czasu. Apogeum przyszło wieczorem, kiedy siedziałam już przy kompie, a ona nagle zaczęła przerzucać pod sobą posłanie. Kopała i sapała jakby …. szykowała sobie gniazdo. Zdurniałam! Po raz enty spojrzałam w ten cholerny telefon i policzyłam do 60-ciu, wątpiąc już powoli w swoje umiejętności matematyczne. Jak bym nie liczyła, wychodził mi termin za tydzień… A temperatury jeszcze nie sprawdzałam, bo i po co tydzień wcześniej? No to o co chodzi? Czyżby miała zamiar poronić tydzień przed końcem ciąży??? Nagle eureka! Wiem! Przecież robiłam zdjęcia podczas tego krycia! Spiesznie odszukałam odpowiedni folder, sprawdzam datę tego krycia i ….. zamarłam. Nie wiem jakim sposobem, źle wpisałam datę w telefon. Machnęłam się równo o tydzień… A to oznacza żeee….. ONA RODZI !!! A ja w czarnej d*** z jakimikolwiek przygotowaniami! Tempa, w jakim przygotowałam jej porodówkę, może mi pozazdrościć kierowca Formuły 1. 🙂
Noc z 22 na 23 października niespokojna. Wody płodowe nie odeszły, ale szyjka macicy otwierała się powoli (upławy były czyste). Tigra co jakiś czas robiła w legowisku kipisz, by za chwilę uciąć sobie drzemkę, na co ja niestety nie mogłam sobie pozwolić. I tak upłynęła cała noc. Następnego dnia po siódmej rano zarządziłam zbiórkę i wystartowałyśmy do mojego nadwornego doktora do Kostrzyna Wlkp. Jechałam tak by być na samo otwarcie. Doktor uśmiał się szczerze z mojej opowieści o zagubionym tygodniu. Pobrał krew na progesteron, w międzyczasie zrobił USG. Serduszka u szczeniąt biły, choć już z niebezpiecznie niskim tętnem. Wynik progesteronu potwierdził nasze podejrzenia – Tigra powinna urodzić wczoraj. Tak więc z powodu braku akcji porodowej, zapadła decyzja o cesarskim cięciu. Mama została podłączona pod kroplówkę, a następnie przeniesiona na salę. Maluszki po porodzie były słabe, jakby śnięte. Aż się boję pomyśleć, co by było, gdybyśmy dziś rano nie stawili się na badaniu u doktora. Dostały tlen, zastrzyk pod język (chyba coś na podobieństwo adrenaliny), i w cieple termoforów szybko doszły do siebie. Szóstka czarnych węgielków z wagą urodzeniową – UWAGA ! – od 530 gram najmniejsza suczka do 680 gram – największa suczka! Giganty! Tigrusia zdecydowanie (jak zwykle), poszła w jakość a nie w ilość.
Przy takiej ilości szczeniąt nie ma żadnego problemu z karmieniem bo każdy ma swój kranik, a co bystrzejsi korzystają podwójnie. Tigra przy każdym miocie była bardzo mleczna, co przekłada się na przyrost wagowy maluszków. To tak, jakby na śniadanie, obiad i kolację żreć kawior!
Rozwój przebiegał prawidłowo. Szczenięta były odrobaczane zgodnie z zasadami, w szóstym tygodniu pierwszy raz zaszczepione i zachipowane. Nie skorzystały za dużo ze spacerniaka na świeżym powietrzu, bo pogoda nie pozwalała na przebywanie na zewnątrz każdego dnia. Wyłapywałam tylko pojedyncze dni na zrobienie zdjęć w terenie, poza tym urzędowały w domu. Mając niespełna 6 tygodni rozebrały trzy listwy przypodłogowe (chyba nie pasował ten biały kolor do beżu na ścianach i podłodze}. A tuż przed zakończeniem turnusu wychowawczego, dobrały się do paneli ściennych…
W związku z powyższym, po opuszczeniu gniazda przez te małe piranie, mam zadanie domowe – muszę zerwać te panele ścienne i położyć płytki. Nie tylko na ścianach, podłogę chyba tez zrobię za jednym bałaganem.
Szczenięta wyfrunęły do nowych domków planowo w ósmym tygodniu życia, z wagą oscylującą wokół sześciu kilogramów. Jedna perełka – Wera – zostaje ze mną.
W miocie są cztery suczki i dwa pieski.
WENUS suczka czarna (żółta obroża) FOTOGALERIA
WILD LADY suczka czarna (różowa obroża) FOTOGALERIA
W`ALESSIA suczka czarna (pomarańczowa obroża) FOTOGALERIA
WERA suczka czarna (czerwona obroża) FOTOGALERIA
WEZYR piesek czarny (zielona obroża) FOTOGALERIA
WANNER piesek czarny (niebieska obroża) FOTOGALERIA