Miot Z (2)

Owczarek staroniemiecki

17.05.2024

Czasem bywa tak, że wszystko jest na opak. Tak właśnie było w tym przypadku.

Jako partnera dla Grety wybrałam  psa pochodzącego z mojej hodowli. Niezbyt duży ale za to fajnej mocnej budowy. Czarny. Minus tej imprezy był taki, że trzeba było jechać do krycia 500 km … Ale jak się powiedziało A, trzeba było powiedzieć B. Przyszła cieczka, pierwsze badanie progesteronu jak zwykle w dziewiątym dniu cieczki. To był piątek. Tak planowałam na sobotę lub niedzielę jechać na to krycie, jednak wyznacznikiem miał być poziom progesteronu. Najlepszą wartością jest tak około 10-12 ng/ml. Pojechałyśmy w ten piątek na pobranie krwi do lecznicy, w sobotę do południa miał być wynik. Niestety nie przyszedł ani do południa ani po południu, ponieważ okazało się, że kurier nie odebrał próbki…  Nie znając tej wartości, nie zdecydowałam się na wyjazd tak daleko do krycia. Nie mając innej możliwości, zdecydowałam się na krycie  Gismo. Nie obyło się bez przeszkód, ponieważ podobnie jak przy poprzednich próbach, Greta nie zakleszczała samca. Trzy niedzielne próby spełzły na niczym. Kolejne podejście w poniedziałek rano – również bez zakleszczenia, jednak tym razem wykonałam coś w rodzaju naturalnej inseminacji. Po południu pojechałam z nią jeszcze raz na badanie progesteronu. Wynik był szokująco wysoki, biorąc pod uwagę, ze był to zaledwie 12 dzień cieczki! Szansa na ciążę przy takiej wartości progesteronu znikoma. Jednak tu matka natura pozytywnie mnie zaskoczyła, ponieważ badanie USG po 4 tygodniach pokazało ciążę mnogą (widoczne były 4 pęcherze płodowe!) Cud normalnie! Radość wielka.

Kontrolne badanie USG i poziomu progesteronu w 39 dniu wykazało dość niski poziom tego hormonu, mimo że ciąża rozwijała się prawidłowo. Trochę za niski, wymagający uwagi i sprawdzenia za kolejne 5 dni. Następny pomiar pokazał tendencję spadkową, więc konieczne było włączenie suplementacji hormonalnej (progesteron), żeby nie doszło do poronienia. I tak aż do 55 dnia ciąży Grecia codziennie rano dostawało tabletkę do śniadania. Po drodze jeszcze jedna kontrola USG – wszystko w porządku. Wielkość brzuszka Grety i jej waga, nie wskazywała na bardzo liczny miot. Obstawiałam 4 sztuki.  Taka modna ciąża fit   🙂

Od 60 dnia ciąży zaczęły się już wahania temperatury. W nocy z 60 na 61 spadek wyznaczający czas rozwiązania. No to czekamy ..

Wczesnym rankiem 11 maja, zaczął się już rozpuszczać czop śluzowy i pojawiły się pierwsze mokre plamy na prześcieradle. Czyste, klarowne w dość dużej ilości, co jak sądziłam przyniesie szybkie rozwiązanie. A figa z makiem droga Kasiu! Greta nie trzyma się schematów! W ciągu dnia przyszła mamusia normalnie jadła, nie pojawiły się już żadne wypływy, dużo spała. Tak koło godziny 17 zaczęłam się trochę niepokoić. Pomyślałam, że podjadę do pobliskiego gabinetu zrobić USG, zobaczyć jak biją serduszka maluszków, jakkolwiek ich ruchy przez powlokę brzuszną były dobrze wyczuwalne. Pani doktor mogła nas przyjąć dopiero ok. 19.00. W ciągu tych dwóch godzin nic się nie wydarzyło, jednak jak tylko zapakowałam Gretę do samochodu i ujechałam jakieś 3 km, zaczęła intensywnie sapać i się kręcić i zauważyłam kolejną mokrą plamę na prześcieradle. Mówię sobie OKEY… skoro wznowiłaś akcję porodową, wracam do domu. No i zawróciłam . A w domku Grecia umościła się na posłaniu w porodówce i  …. poszła spać 🙂

Dopiero ok. 23.00 ponownie pojawiły się mokre plamy w porodówce, jednak nie były one tak czyste jak poprzednio, a już lekko podbarwione na zielono. Każdy hodowca wie, co to oznacza. Oczywiście (przypomnę!) jest weekend – sobota godzina 23.00! Dzwonię do wetki, do której miałyśmy jechać na USG – nie odbiera. Pisze do mojego weta nadwornego – nie odpowiada! Powoli rośnie mi ciśnienie…

Uspokoiłam się nieco, jak ok. 23.30 pojawiły się pierwsze parcia. Hurra! Chciałoby się krzyknąć, bo to oznacza inicjację porodu. No to czekam. Siedzę, leżę, klęczę, zmieniam pozycję bo kolana i kręgosłup bolą, w końcu po półtorej godzinie bezowocnego oczekiwania przysnęłam na chwilę (trochę mi akumulatory siadały już po 19 godzinach na nogach). Ocknęłam się jak usłyszałam takie „jeep”, jakby coś spadło na podłogę. Patrzę nieprzytomna- na podłodze leży jakieś małe czarne cuś J Czyściutkie, dokładnie wylizane, pępowina odcięta … Greta sama urodziła, oporządziła szczenię i stwierdziła chyba że zabiera dziecko i wychodzi z tego lokalu bo tu śpią … Pierworodna suczka bikolorka – waga 560 gram(!).  Na drugie szczenię czekałam długo. Greta nie spieszyła się z porodem. Przed szóstą rano przy mojej pomocy , przyszedł na świat chłopczyk też bikolor. Wagę sprawdzałam trzy razy, bo myślałam że się jednostki przestawiły. 710 gram. Nic dziwnego, że tak długo przeciskał się przez kanał rodny. I trzecie szczenię – czarna suczka wyskoczyła po godzinie tuż przed siódmą rano. Waga też słuszna – 640 gram. I na tym koniec. Greta ewidentnie postawiła nie na ilość a na jakość!

Ilość szczeniąt w miocie mnie nie dziwi, ponieważ przy tak wysokim progesteronie przy kryciu, mogło ciąży nie być wcale.

W szóstej dobie życia szczenięta ważą już między 1100 a 1340 gram. Giganty. A że mama Greta przyklejona do kojca, (jak ja siłą wytargam na dwór, żeby załatwiła potrzeby fizjologiczne, to w biegu jedynka i dwójka i galop z powrotem.), to leżą non stop przy barze mlecznym.  Więc nie dziwota że puchną w oczach.

Imion jeszcze nie wybrałam. Czekam na natchnienie 🙂

17 czerwca 2024

Szczenięta skończyły 5 tygodni. Imiona już wybrane, choć mimo tylko trójki, łatwo nie było.

Tak więc mamy :

ZULUS – piesek bikolor FOTOGALERIA

ZOEY –  suczka bikolor  FOTOGALERIA

ZOREENA – suczka czarna  FOTOGALERIA

W trzecim tygodniu były po raz pierwszy odrobaczone, w piątym po raz drugi. Waga idzie w parze z wiekiem (!) co oznacza, że w piątym tygodniu szczenięta osiągnęły wagę 5 kg! Każde z nich ma już założoną osobną galerię , gdzie można podpatrywać jak pięknie się rozwijają. Jest tez galeria wspólna – link na dole strony.

Maluchy są bardzo grzeczne, na sesjach zdjęciowych odbywających się na dworze są bardzo ciekawe świata, chętnie witają się ze stadem dorosłych, zwiedzają ogród.  Kościec odziedziczyły po tatusiu, szatę chyba też, więc mam nadzieję że charaktery będą mamusiowe. W domu świetnie bawią się pluszakami, noszą je, tarmoszą i gonią z nimi w zębach po całym kojcu.

Greta nareszcie odcięła pępowinę, bo do 4 tygodnia praktycznie mieszkała z nimi, wychodząc tylko na potrzeby fizjologiczne. Taka Mama! Jeszcze dwa- trzy razy na dobę domaga się wpuszczenia jej do maluchów, bo przypomni jej się że trzeba dzieci nakarmić :D.

GALERIA MIOTU Z(2)