Miot A (3)

Owczarek staroniemiecki

25.08.2024

Nigdy przesądna nie byłam. Czarne koty, potłuczone lustra mnie nie ruszają. Noo może czerwona wstążeczka dla ochrony przed urokiem … Może dlatego, że sama urodzona jestem trzynastego. I założę się, że gdyby było trzynaście miesięcy w roku, moja data urodzin zaczynała by się od 13/13 ….. Takie już moje zezowate szczęście.

Livia ma obecnie 4 lata i 8 miesięcy. Jest u mnie od szczenięcia. Przez ten czas miała jeden miot.  Od czasu pierwszej ciąży starałam się znaleźć jej nowy dom, ze względu na jej dużą potrzebę indywidualnej pracy z człowiekiem, której ja nie jestem w stanie jej zapewnić.

I już prawie miała wyjeżdżać do Anglii, już dokumenty były gotowe  i ….jednak los zdecydował inaczej. Dlatego zdecydowałam się na pokrycie jej jeszcze raz.

Ciąża u Livii przebiegała prawidłowo. USG po 30 dniach było tak naprawdę formalnością, albowiem już wtedy było widać wypukłości na brzuszku. Badanie ultrasonograficzne potwierdziło ciążę mnogą (widocznych 5-6 ampułek).

W szóstym tygodniu ciąży jej waga przekroczyła już 40 kg, co oznaczało, że mając dwa tygodnie do rozwiązania, przytyła już niemal 10 kg! A ostatnie dwa tygodnie to zawsze okres największego przyrostu wagi u ciężarnej. Docelowo przyrost wyniósł 13,4 kg. Ostatni tydzień był dla Livii bardzo ciężki. Wysokie temperatury nie pomagały. Ten słodki ciężar , jaki nosiła pod sercem uciskał jej przeponę, co sprawiało że miała problem z oddychaniem. Powłoki brzuszne rozdęte jak u wieloryba. Oczy przekrwione. Trudności z jedzeniem (małymi porcjami  a często), bo żołądek też ledwo się tam mieścił. W dniu porodu (62 dzień ciąży)była tak słaba, że zasypiała na siedząco, a położyć się nie chciała. Codziennym badaniem progesteronu i USG monitorowałam stan szczeniąt. Wcześniej – w 55 dniu ciąży zrobiłam też USG – tam doliczyliśmy się 10 sztuk.

W święto 15.08 po południu nadal nic nie wskazywało na inicjację porodu. Nawet po 19.00 pisałam jeszcze z moim doktorem, że wszystko ok., i czekamy do rana. No i nie doczekałam. Po 23-ciej Livia zrobiła się niespokojna, zaczęła gniazdować i przez kolejne dwie godziny nie wydarzyło się nic, co zwiastowałoby rozpoczęcie porodu. Nie zastanawiając się wielce, o pierwszej w nocy wyrwałam z łóżka mojego doktora, parę minut po drugiej już zameldowałyśmy się w Kostrzynie w lecznicy i chwilę później usłyszałam płacz pierwszego maluszka. Potem drugi, trzeci, czwarty … i kolejny … i kolejny. Po ósmym już się pogubiłam.

Stres mnie zżerał w tej poczekalni jak nigdy. Po zabiegu doktor powiedział tylko, że gdybym czekała do rana z decyzją o cesarce, nie miałabym ani suki, ani szczeniąt. Łożyska były poodklejane, Livia podduszona a do tego ilość szczeniąt i ich wielkość spowodowała ekstremalne rozciągniecie ścian macicy do tego stopnia, że nie było już przepływu krwi w naczyniach krwionośnych.

I w taki oto sposób na świat przyszło TRZYNAŚCIE  szczeniąt w wadze urodzeniowej od 460 gram do 560 gram Siedem chłopców i sześć dziewczynek. Szczenięta w umaszczeniu czarnym i czarno-brązowym (bikolor).

Po porodzie przez trzy jeszcze Livia otrzymywała w  domu kroplówki dwa razy dziennie, żeby nawodnić i wzmocnić jej wyczerpany ciążą organizm.

Pierwsze trzy doby, po cesarskim cięciu są zawsze ciężkie, albowiem laktacja dopiero nabiera rozpędu, czego nie ma w przypadku porodu naturalnego. A że ekipa liczna, zdrowa i silna, nie pozostało nic innego jak odkurzyć butelkę ze smoczkiem i pomóc matce w karmieniu. W trzeciej dobie bez snu, w trakcie karmienia (zwłaszcza w nocy), butelka wypadała mi z ręki…

Dziś, siedem dni po narodzinach mogę powiedzieć, że jestem spokojna o wszystkie maluszki. Rosną, przybierają średnio 30 – 40 gram na dobę, co przy takiej ilości i tak jest rewelacją. Livia karmi często i dobrze, ale kraników tylko 8 a dzieci 13 J więc butla często w użyciu. Szczenięta dostają kozie mleko z masłem, miodem oraz żółteczkiem. Mmmm… pychota J

Zdjęcia na bieżąco staram się wrzucać do albumu miotu. Są to co prawda foty robione telefonem, więc jakość może nie jest najlepsza, ale oko można nacieszyć.

Tak więc mamy  w miocie:

SUCZKA CZARNA  (RÓŻOWA OBROŻA)
SUCZKA CZARNA  (ZIELONA OBROŻA)
SUCZKA CZARNA  (CZERWONA OBROŻA)

SUCZKA BIKOLOR (POMARAŃCZOWA OBROŻA)
SUCZKA BIKOLOR  (ŻÓŁTA OBROŻA)
SUCZKA BIKOLOR  (SZNURECZEK CZERWONO-CZARNY)

PIESEK CZARNY (BRĄZOWA OBROŻA)
PIESEK CZARNY  (BEZ OBROŻY)
PIESEK CZARNY  (SZARA OBROŻA)
PIESEK CZARNY  (CZARNA OBROŻA)
PIESEK CZARNY  (FIOLETOWA OBROŻA)

PIESEK BIKOLOR (GRANATOWA OBROŻA)
PIESEK BIKOLOR  (BŁĘKITNA OBROŻA)

Imiona jeszcze nie wybrane poza jednym nadanym przez właścicielkę 😉  Reszta niebawem.

GALERIA MIOTU A(3)

Dwa tygodnie za nami.
Najtrudniejszy okres w przypadku tak licznego miotu, ze względu na dokarmianie. Dopóki były malutkie i mało mobilne, siadałam sobie w kojcu razem z Livią i karmiłyśmy we dwie. Teraz niestety dzieci są sporo szybsze (już nie pełzają a chodzą na nóżkach), co uniemożliwia odłożenie ich na drugi koniec zagrody w kolejce do butli. Teraz to włażą na mnie, pchają się na silę na kolana, i dosłownie nurkują pomiędzy innymi szczeniętami, które akurat są przy cycu, żeby je stamtąd wypchnąć. Musiałam zmienić sposób karmienia. Livię kładę na zewnątrz kojca i wyciągam osiem sztuk do cyca. Jak się najedzą, wracają do swojego lokum a te, które nie jadły, wykładam do matki. I po kolei bez pośpiechu karmię butlą siedząc obok na podłodze.
Zebrałam się wreszcie i nadałam dzieciaczkom imiona.

I tak oto mamy w miocie:

ALPHA – suczka czarna (różowa obroża) FOTOGALERIA
ARCANA – suczka czarna (zielona obroża) FOTOGALERIA
ANABELL- suczka czarna czerwona obroża)  FOTOGALERIA
ARCADIA – suczka bikolor (pomarańczowa obroża) FOTOGALERIA
ABBY – suczka bikolor (żółta obroża) FOTOGALERIA
AQUANA – suczka bikolor (sznurkowa obroża)  FOTOGALERIA
ALVIN – piesek czarny (brązowa obroża) FOTOGALERIA
ARTHUS – piesek czarny (bez obroży)  FOTOGALERIA
ARAGON – piesek czarny (szara obroża)  FOTOGALERIA
AMARANTUS – piesek czarny (czarna obroża) FOTOGALERIA
ATOS – piesek czarny (fioletowa obroża) FOTOGALERIA
ASLAN – piesek bikolor (granatowa obroża)  FOTOGALERIA
ARMANI – piesek bikolor (błękitna obroża) FOTOGALERIA

07.09.2024
Trzy tygodnie za nami. Szczenięta po pierwszym odrobaczeniu. Widzą, słyszą (doskonale!) a jeszcze lepiej wyczuwają zapachy. Jestem mamką karmiącą, więc mój zapach kojarzy im się z jedzeniem. Nie jestem w stanie wejść do pokoju niezauważona, a jak czasem muszę na 2 sek. wsadzić stopę do kojca, wszystkie zrywają się na równe nogi nawet z głębokiego snu. Takie karmienie butelką utrudnia przestawienie malucha na przyjmowanie pokarmu w postaci mleka z miseczki. Dlaczego? Dlatego, że w pierwszych dniach nauki, muszę tą miseczkę trzymać w ręce. A one zamiast podążać za zapachem cieczy w misce, próbują jeść moje palce, albo wręcz szukają ich nurkując w tym mleku. Nie wszystkie oczywiście, ale niektóre egzemplarze są wyjątkowo uparte i nie będą jeść tego czegoś w misce. W takiej sytuacji podaję butelkę, a próbę ponawiam następnego dnia. Takim uparciuchem wśród trzynastki jest fioletowy, granatowy i czarny. Trzech muszkieterów 🙂
Szczenięta w trzecim tygodniu zważone, przedział wagowy pomiędzy 1.8 a 2 kg, co w przypadku tak licznego miotu jest tylko i wyłącznie moją zasługą. Gdybym ich nie dokarmiała a pozostawiła do odchowania tylko przy matce, ich waga byłaby zapewne o połowę mniejsza.
Na chwilę obecną karmienie odbywa się co 3 – 3,5 godziny. Podzieliłam je na dwie grupy względem płci. Jak dziewczyny idą do cyca, panów karmię ja. Przy następnym karmieniu sytuacja się odwraca. I tym sposobem każde szczenię dostaje po równo pokarm od matki i mleko od Mamki 🙂 A mleczko Mamki Kasi jest pyszne! Zrobione z koziego mleka, masła, miodu oraz żółtka. Tak że w chwili obecnej przy tych głodomorach, w mleko, masło i jajka zaopatruję się w ilościach hurtowych. Dobrze że miodu mam spory zapas. Ciocia Jola o nas pomyślała 🙂

Upały dały nam wszystkim we znaki. A żeby było „weselej”, w czasie, kiedy termometry wskazywały 32 stopnie Celsjusza, w domu wysiadła klimatyzacja…  Podkłady chłodzące, dwa wentylatory nie dawały rady. Szczeniętom było na tyle gorąco, że były bardzo niespokojne, ziajały, piszczały. Nie pozostało mi nic innego, jak nalać letniej wody do zlewozmywaka i każdego maluszka po kolei w niej zanurzyć tak, że tylko głowa wystawała ponad powierzchnię wody. Odsączałam je trochę na ręczniku i takie mokre odkładałam do kojca. Nie były zadowolone z tych zabiegów, natomiast już po chwili czując ulgę zasypiały.

GALERIA MIOTU A(3)