Pewnego dnia wieczorem, po całym dniu urzędowania na ogrodzie w sprzyjającej jesiennej aurze, kiedy wołałam na kolację wszystkie psy z ogrodu, nie przyszła z nimi Aqua. Wydało mi się to trochę dziwne, bo to pierwszy głodomór, a słyszą przecież że trzaskają michy i zaraz kuchnia wyda żarło. No ale ogród duży, więc mogła akurat gdzieś urzędować, więc nie przejęłam się tym wcale. Za jakiś czas, kiedy wszyscy byli już nakarmieni, ponownie otworzyłam drzwi tarasowe i ujrzałam Aquę zwiniętą w kłębuszek na swoim ulubionym łóżeczku na tarasie. Oczywiście w towarzystwie piłki. Zawołana weszła do domu bardzo ostrożnie, powoli, jakby czając się , rozglądając bacznie dookoła. Przyszła do kuchni, zajrzała do miski i …. spojrzała na mnie pytającym wzrokiem – mam to zjeść? O ile brak jej w grupie przy pierwszym przywołaniu mnie nie zastanowił, to już ta sytuacja tak. Zachęciłam ja do konsumpcji, popatrzyła chwilę i zjadła. Obejrzałam ją całą po posiłku, wymacałam wszystkie łapy, kręgosłup czy gdzieś nie jest ciepłe, powłoki brzuszne czy nie są napięte, zmierzyłam temperaturę … Nic. Wszystko w porządku. Miała lekko podwyższoną wartość ciepłoty ciała (39,1) ale to nadal mieści się w normie, więc położyliśmy się spać.
Następnego dnia rano miałam zaplanowany wyjazd do Kostrzyna do Lecznicy z Gismo (jakieś zapalenie uszu go dopadło), Pascalem, któremu chciałam zrobić USG brzuszka, bo miałam wrażenie że tam jakiś problem z jelitkami. No to myślę sobie wezmę też Aquę, zbadamy krew, zrobimy testy odkleszczowe, może tu się coś przyplątało. Zachowanie Aquy od rana w zasadzie niezmiennie jak wczorajszego wieczora. Tyle tylko że nie zjadła śniadania. Nawet nie przyszła do kuchni. Pomyślałam sobie że w sumie dobrze, bo do badania krwi i tak musi być na czczo. Na zakładana obrożę wyraźnie się ucieszyła, ochoczo podreptała do bramy, sama wskoczyła do samochodu. Półtorej godziny później wchodziliśmy do pustej poczekalni, co u doktora należy nazwać niemalże cudem. Tam zawsze jest masakryczna kolejka. Mój entuzjazm nie trwał długo, albowiem okazało się, że dr Radek operuje, i na wizytę u Niego trzeba będzie poczekać 1,5 – 2 godziny, a praktycznie od ręki mogę wejść do dr Anity. Czar prysł jak mydlana bańka. Wizja spędzenia 2 godzin w poczekalni z trójką psów (wśród nich czterodniowy Pascal, który uznał, że spanie w posłanku umoszczonym w misce jest dla słabych i za wszelką cenę i wszelkimi sposobami usiłował się stamtąd wydostać) nie napawała mnie optymizmem, tym bardziej, że w domu przecież zostawiłam Livkę z maluszkami. Z drugiej jednak strony zależało mi na tym, by Pascala obejrzał swoim fachowym okiem doktor. Ale uszy Gismo i badanie krwi Aquy mogło być zrobione od ręki. Tym bardziej, że Aqua miała taki wyraz pyska, jakby za chwile miała zemdleć. Wyglądała jak otumaniona. Weszliśmy do gabinetu żony doktora. Chłopakowi wyczyszczono uszy i dostaliśmy preparaty do domu do kontynuacji leczenia. Pani doktor zapytała mnie czy Aqua jest w ciąży. Trochę mnie zdziwiło to pytanie, ale gdy ustawiłam ją do usg i pomacałam brzuch, zrozumiałam. Cała powłoka brzuszna była napięta i wydęta jak balon. Przy nacisku czuć było przelewający się w środku płyn. Tam dosłownie chlupało … Szybkie badanie – jama brzuszna zalana (nie wiemy czym), wszystkie narządy pływają. Śledziona powiększona z niejednolitą strukturą. Żeby zobaczyć jakiego rodzaju jest to płyn, trzeba było ją nakłuć. Jeśli będzie bezbarwny, oznacza to jakiś wysięk np. z płuc. Jeśli krew – krwotok wewnętrzny. Pani doktor pod kontrola USG wprowadziła igłę do jamy brzusznej. Chwilę później w gabinecie wyglądało, jakby kogoś zarżnęli. Krew kropla za kroplą schodziła z brzucha Aquy. Krwotok wewnętrzny. Prawdopodobnie pęknięta śledziona. Natychmiastowa decyzja – wenflon, narkoza, golenie i wyjazd prosto na stół operacyjny.
Nie wiem jak długo trwał zabieg, dla mnie to była wieczność. Zostałam wezwana do pokoju, gdzie Aqua już po operacji wybudzała się z narkozy. Nie cierpię tego widoku … Cięcie na brzuchu ok. 25 cm, z niego cienką strużką sączy się osocze. Sierść czarna więc nie widać co zakrwawione co nie, ale gdziekolwiek się ją dotknęło, dłoń pozostawała czerwona. Ale to nieważne… Oddech spokojny, żadnych drgawek jak to czasem bywa przy wybudzaniu. Krople Optylite`a nieśpiesznie jedna po drugiej spływają przez kaniulę do żyły. Spokój…
Po dłuższej chwili pojawia się doktor. Jego mina i głębokie westchnięcie nie wróży nic dobrego. Nie ma dobrych wieści. Pękł guz na śledzionie wywołując potężny krwotok do jamy brzusznej. Aqua straciła ok. dwóch litrów krwi (pies o jej wadze ma ok. 4,7 – 4,8 litra krwi w ogóle). Kolejna zła wiadomość – w wyniku tego wytworzył się DIC – (z j. ang. dissaminated intravascular coagulation) – zespół wtórny po zabiegach, urazach polegający na uogólnionej aktywacji procesu krzepnięcia krwi, co może doprowadzić do wstrząsu, niewydolności narządowej, śmierci. Stan Aquli ocenił na krytyczny. Ze względu na straty, potrzebna była transfuzja krwi. Zdobycie jej z banku na już – nierealne. Dostarczenie jednego z moich psów – zbyt czasochłonne. Sama droga zajmuje 1,5 godziny, a gdzie znieczulenie, pobranie… Usiłowałam zebrać myśli, który pies z mojego stada mógłby być dawcą, ale w tym stresie miałam pustkę w głowie i trudno mi było w myślach wyliczyć wszystkie moje futra. Padło na Happy. Młoda suka mocnej budowy, zdrowa, silna, nie w cieczce. Zanim jednak doszłam do tego, doktor poinformował mnie, że mają tu niedaleko kogoś, kto tą krew odda. Nie wiem kim był dawca, mam nadzieję że mi powiedzą, żebym mogła im podziękować.
W międzyczasie skończyła się kroplówka. Aqua wstała i jeszcze nie do końca „trzeźwa” zaczęła chodzić od drzwi do okna i z powrotem. Siusiu … bardzo chciało jej się siusiu. Na krótkim spacerku przy klinice okazało się że także i kupę. Po powrocie do gabinetu inny lekarz założył jej drugą kaniulę (1,7 mm), sprawdził drożność. Wszystko Ok. Aqua była gotowa do transfuzji. Chwilę później ze specjalnego woreczka płynęła życiodajna substancja – krew dawcy. Siedzieliśmy przy niej we dwójkę (lekarz i ja) obserwując, czy nie nastąpi wstrząs anafilaktyczny. Nic się nie wydarzyło. Mogliśmy powoli wracać do domu. Doktor powiedział, że decydujące będą najbliższe 72 godziny. Do domu wydano nam „prowiant” – leki w razie gdyby wystąpił wstrząs w domu, 2 litry kroplówek różnej maści – NaCl z glukozą, Optylite (elektrolity) i płyn Ringera. Droga do domu minęła spokojnie, choć stawałam dwa razy żeby odwrócić się za siebie i sprawdzić jak pacjentka się czuje.
Noc upłynęła bezproblemowo. Częste oddawanie moczu, co jest normalne przy podawaniu tak dużej ilości płynów dożylnie. Ślinienie, które miało miejsce w klinice ustało. Rano już całkiem rześkim krokiem Aqua wyszła na ogród załatwić potrzeby fizjologiczne a następnie zameldowała w kuchni że jest głodna. Zmierzyłam temperaturę -38,6. Rana po cięciu sucha, choć skóra przylegająca lekko odparzona. Umyłam ją zaraz, posmarowałam sudocremem żeby osuszać te podrażnienia. Przez większość dnia panienka leżała na posłanku przypięta smyczą do kennela i „pożerała” kroplówki. Na dworze zaś, natychmiast odnajdowała swoją ulubiona piłkę i przynosiła mi pod nogi. Dopiero kiedy trzecia doba minęła spokojnie, odetchnęłam z ulgą.
Jak doktor powiedział Aqua w dniu zabiegu witała się już ze światełkiem w tunelu. Na szczęście tunel był tak długi, że dziewczyna zanim dotarła do końca, rozmyśliła się i zawróciła .
18.10.2022
Jesteśmy dwa tygodnie po zabiegu. Kondycja Aquy, samopoczucie, aktywność, apetyt – wszystko w najlepszym porządku. Wczoraj byłyśmy u doktora na kontroli. Szwy zostały wyjęte, doktor zrobił kontrolne USG jamy brzusznej – nie miał zastrzeżeń. Kontrolne badanie krwi poza podwyższoną wartością monocytów i nieznacznie obniżonym poziomem hemoglobiny i hematokrytu, nie wypadło źle. Teraz pozostaje trzymać kciuki za następnych 5-6 miesięcy, ponieważ nie wiemy czy guz, który pękł nie dał przerzutów na inne organy. Doktor mówił że najbardziej narażone są wątroba i żołądek. Badanie krwi i USG co 2 miesiące będą nam towarzyszyć aż do lata przyszłego roku.